Jadziu, Bajaderka, jak każda kobieta, widziała we mnie rywalkę. Długo musiała się do mnie przekonywać i w zasadzie do samego końca, nie przylatywała do mnie tak chętnie, jak do moich facetów. Chyba, że kusiłam ją kawałkiem własnego chlebusia, to wtedy nie dawała się długo prosić
Piotr już niestety dzisiaj wyjechał, ale szybciutko wróci, bo już na święta będzie z powrotem. Od ostatniego jego pobytu minęło już bardzo dużo czasu, to teraz mnie rozpieszcza swoją obecnością.
Podniebienia moich chłopaków są jednak przeze mnie rozpieszczone, bo swojski makaron bardzo lubią i zjadają ze smakiem. Kiedyś robiłam częściej, teraz jednak zrobiłam się już zbyt wygodna i po prostu mi się nie chce. Poza tym, tak jak piszesz, w sklepach jest taki wybór makaronów, że można znaleźć równie smaczne.
Święta się zbliżają, to może i zdążysz ten podłoże zjeść. Zdrówka życzę i szybkiego powrotu do zdrowia
Iwonko, zawsze mieliśmy skłonności do dziwnych zwierząt i zawsze jakieś w domu było. Zaczęło się od chomików, potem były psy, żółwie, a teraz ślimak i jaszczurka i od czasu do czasu holenderska papuga. Filipowi marzą się węże i pająki, ale póki mieszka z nami, to o takich milusińskich musi zapomnieć

Widzę, że Twój eM taki sam, jak i mój

Tylko do cięższych robót udaje mi się go namówić, ale czasami muszę czekać na to bardzo długo. Jedynie Filip przyjeżdża jak tylko go poproszę. Nie powiem, że chętnie, bo bym skłamała
Żurawinę co roku kupujemy z dwóch źródeł, z jednego dostajemy ją nawet od razu gotową do jedzenia

, a tę z rynku robię sama.
Danusiu, w tej chwili zostaliśmy już tylko z jaszczurką i ślimakiem, a Bajaderka wróciła do holenderskiego domu. Fajne z niej stworzenie, ale jednak trochę brudzi, tym bardziej, że nauczona jest mieszkania poza klatką. W domu ma swoje miejsca, gdzie lubi przesiadywać, a u nas nie zdążyła sobie jeszcze takiego znaleźć i najchętniej przesiadywała na naszych ramionach, a szczególnie na ramionach Piotra, bo to do niego jest najbardziej przyzwyczajona

Żurawiny sama nie zbieram, tak samo zresztą jak jagód

To jednak żmudna robota i brak mi do niej cierpliwości. Kupuję na ryneczku i tę sama przetwarzam, albo już gotową w słoiczkach od znajomej gospodyni.
Moje dzieci jeszcze ciągle bezdzietne, ale w kuchni sobie radzą. Filip dopiero zaczyna, ale jakiś obiad potrafi sklecić i jakby co, to głodny chodzić nie będzie

Już moja w tym głowa, żeby w kuchni poruszał się swobodnie, tym bardziej, że wybranka jego serca jest weganką, to pysznego mięska mu na pewno mu nie przygotuje
Możesz spać spokojnie

Nasionka naparstnicy mam, nawet już je mam oczyszczone, teraz jeszcze czekam tylko na nasiona dziewanny austriackiej, które co prawda też już mam, ale chcę sprawdzić, czy wykiełkują bez wyciągania z osłonek. Są bardzo twarde i ostatnio jak próbowałam, to aż rozbolały mnie palce, dlatego pomyślałam o innym sposobie. Jak się nie uda, to będę je dziubać, ale na razie wysiałam i czekam na efekty.
Beatko, ależ oczywiście, że mam i takie mniej pracowite. Np. teraz przez ostatnie dwa tygodnie nie miałam dodatkowej pracy, Ty wiesz o ile od razu miałam więcej czasu? Z chęcią korzystałam i jak tylko mogłam sobie na to pozwolić , to leżałam w łóżeczku czasami nawet do godz. 10ej

Potem musiałam włączyć trzeci bieg, żeby wyrobić się ze wszystkim, co sobie zaplanowałam

Nie zdążyłam pomyć przez to okien i będę musiała się uwijać pomiędzy zajęciami. Nic to jednak, potrzebowałam już odpoczynku i sobie go zafundowałam.
Żurawinę pozyskuję od ludzi, taką prawdziwą, leśną i zazwyczaj przerabiam na surowo, tylko z cukrem. EM dodaje ją sobie do herbaty, a ja, ponieważ herbaty nie słodzę, to spożywam ją bezpośrednio paszczowo. Tak ku zdrowotności
Ewuś, niestety nie jest to problem odgrzybiania, chociaż to też należy robić, ale ścieżka po prostu się sypie

Może jeszcze odwlekę, to co nieuchronne, ale jednak musimy pomyśleć o czymś nowym.
Na szczęście jeszcze mogę sobie pozwolić na samodzielny wyrób pierogów i dość często je produkuję, ale dla tych co nie mogą, jest teraz całkiem spory wybór w sklepach i pierogarniach i w ten sposób można zaspokoić swój apatyt na takie pyszności

Pozdrowienia odwzajemniam i dziękuję
Lucynko, do nieobecności starszego syna już się przyzwyczaiłam, chociaż dokucza mi, że tak daleko mieszka i widzimy się sporadycznie. Jednak dalej za każdym razem jak wyjeżdża, to mi żal i musi minąć trochę czasu, zanim ponownie przywyknę. Tym razem nie zdążę za bardzo zatęsknić i będzie z powrotem
Bajaderka już pojechała do domciu, ale pozostały po niej rozsypane pióra, bo akurat się przepierzała

Tydzień całkiem niezły, chociaż niespodziewany deszcz popsuł mi plany wyjazdu na działkę. Ale co tam, pojadę z eMem kiedy indziej. Robić już nic nie będę , muszę tylko wykopać jedną dalię, przykryć pustynniki, wkopać zapomniane cebulki tulipanów, związać rozplenicę, przykryć co wrażliwsze roślinki, zebrać nasionka, zabrać z narzędziowni murarki- o rety, chyba cyknę sobie fotkę, tego co napisałam, bo do niedzieli zapomnę
za życzenia dziękuję i Tobie przesyłam takie same, bo czytałam, że mrozik już Cię dopadł
Marysiu, niestety pieska z nami już nie ma od kilku miesięcy. Nie piszę o tym , bo ciągle jeszcze nie potrafię, a na wszelkie pytania o niego reaguję płaczem. Ktoś powie, że to tylko zwierzak, ale dla mnie był nie tylko członkiem rodziny, ale i przyjacielem. Ślimak i jaszczurka to milusińscy Filipa, ja już nie chcę się przywiązywać do żadnego, bo potem za bardzo mi żal.
Żurawinę do mięsa zjadam ewentualnie tylko ja, to takiej nie robię. Ucieram tylko z cukrem i zjadamy ją surowo. Swojej nie mam, bo nasze zapotrzebowanie na nią jest całkiem spore i chyba musiałabym całą działkę nią zasadzić, żeby nam wystarczyło

Dobrze jest się czasami tak porozpieszczać
Dziękuję Marysiu i wzajemnie
Katiusha, piromanem to ja bym nie mogła być, co to, to nie

Wszelkiego rodzaju ogniska lubię bardzo, ale do ich rozpalania się nie pcham. To był porządny kawał drewna i żarzył się bardzo długo

czym wprawiał mnie w zachwyt.
Małgosiu, nie pisałam o tym, bo ciągle gardło mi się ściska na samą myśl, to i nie mogłaś wiedzieć. A i trudno, żebyśmy pamiętały imiona wszystkich naszych pupili, nic się nie stało
Pełne zimowity mam w trzech miejscach. W dwóch rosną tyle o ile, natomiast w tym trzecim rozmnożyły się cudnie i w przyszłym roku będę mogła je rozsadzić. Długo się przed nimi wzbraniałam, bo wydawały mi się jakieś takie jarmarczne, ale teraz bardzo mi się podobają.
Oj, grzybobrania mnie w tym roku usatysfakcjonowały całkowicie. Pewnie gdyby sezon na nie potrwał dłużej, to zebrałabym jeszcze więcej, bo już samo zbieranie sprawia mi ogromną frajdę. I na pewno znalazłabym dla nich zastosowanie, ale to, co mam w tej chwil, wystarczy mi aż nadto

Właśnie ostatnio zrobiłam zupę grzybową z suszonych grzybków, taką jaką lubimy najbardziej, czyli z kluseczkami kładzionymi.
Jaszczureczka okazała się być chłopcem, już zrobiła się bardziej odważna i zasuwa po terrarium jak mały samochodzik. A po papudze zostały już tylko pióra

, sama poleciała do Holandii.
Aniu, a ja lubię zajmować się zwierzakami i zupełnie mi nie przeszkadza, jak czasami zostaję z nimi sama. Jaszczurka jeszcze maleńka, teraz zajada się dynią i mleczami, to będzie rosła, aż miło

Może zamieni się

w krokodyla?
Jaszczurka może sobie powiększać swoją masę, a nawet powinna, czego nie powiem o holenderskim dziecku. Jego powinnam raczej wziąć na dietę, ale jak mu nie dogadzać, skoro pokazuje się w domu tak rzadko? Dlatego do pierogów było i ciasto i nawet tatar któregoś wieczoru. Ale tatara lubimy wszyscy, to się nawet nie wzbranialiśmy
Gosiu, nie chcę nikomu udowadniać, że ma lepiej ode mnie, czy gorzej, bo to nie o to chodzi

Wiadomo, że każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Do plusów zaliczyłabym chociażby to, że dla mnie sezon na działce już jest zakończony. Już się nie martwię, czy zrobiłam wszystko, czy też nie. Zamknęłam za sobą furtkę i teraz radzi sobie sama. To, czego nie zrobiłam, zrobię po prostu wiosną. Będę oczywiście trochę narzekać, że tyle pracy, że taki bałagan, ale tak jest co roku i już przestałam zwracać uwagę na swoje gadanie

Kolejnym, wielkim plusem, jest dla mnie możliwość jazdy rowerem. Gdyby nie działka, to pewnie wiele bym nie pojeździła, bo czasu by już nie starczyło na wszystko, a tak nie mam wyjścia. A do tego, jest to dla mnie taka przyjemność, że aż sama się dziwię, że nie przeszkadza mi deszcz, czy też coraz niższe obecnie temperatury.
Kochana, a lenia to każdy ma od czasu do czasu, a ja osobiście, to mam go dosyć często. I wtedy z przyjemnością wykładam się na leżaczku i oddaję swojej kolejnej ulubionej czynności, czyli czytaniu.
Natalko, ja już sobie odpuściłam walkę z czasem. I tak już wiele bym nie nawalczyła, zamknęłam furtkę i wygrzewam się w domku. Jeszcze mam kilka spraw do załatwienia, ale ciągle nam brak nam na to czasu. Może w najbliższą niedzielę wyskoczymy na chwilkę, bo to będzie jedyny dzień, jaki będziemy mieli z eMem wolny wspólnie. Niestety weekendy wszystkie mam ostatnio pracujące, nie możemy się razem zgrać, bo jak ja mam wolne, to on pracuje, a jak on ma wolne, to ja zsuwam do pracy. Może wybralibyśmy się dzisiaj, ale zafundowałam sobie inną rozrywkę

i już nie dam rady.
Dorotko, makaron kroję ręcznie. Szkoda mi i kasy i miejsca na przedmioty, które tak naprawdę nie są mi potrzebne. Makaron kroi się przecież migusiem, nie potrzebuję jeszcze szybciej

Chociaż zazwyczaj nie żałuję pieniędzy na sprzęt ułatwiający życie, nawet jeśli używa się go rzadko. Ostatnio zamarzyła mi się maszynka do lodów i kto wie, czy nie poproszę Mikołaja o jakąś odpowiednią.
Znikać nie mam zamiaru, na pewno będę do Was zaglądać, a i u siebie skrobnę coś od czasu. Jednak ostatnio bywam tutaj sporadycznie, muszę nadrobić letnie miesiące, kiedy na nic nie miałam czasu. Teraz zajęłam się wreszcie domem, książkami, a może i przyjdzie czas na jakieś filmy, bo w sezonie oglądałam tylko wiadomości, a i to tylko jednym okiem, bo drugie miałam skupione na czytaniu forum

Zdjęcia w większości będę pokazywać wspominkowe. no, może czasami coś za oknem znajdę ciekawego, to wtedy też pokażę.
Dla wszystkich, którym serducho mocniej zabiło na widok Bajaderki, jeszcze raz jej portret. Przyjedzie znowu na święta i być może i wtedy pokażę ją ponownie.
Dzisiaj sobie zaszalałam

Noc w pracy miałam stosunkowo spokojną. Jeszcze oczywiście nie zsiadłam z roweru, niskie temperatury jak na razie mi nie przeszkadzają. Mam tak ogromny niedosyt jazdy rowerem, że jak mogę, to sobie wydłużam powrót do domu z pracy. Niby niewiele to daje, bo raptem jakiś kilometr, ale zawsze. I jak tak sobie raniutko jechałam, jak zobaczyłam pasące się w oddali sarenki, to zapragnęłam pojechać dalej. Tak rano, szczególnie w wolny dzień, to sarny tam są zawsze. Już widziałam je niejeden raz i dzisiaj pojechałam specjalnie po drugiej stronie drogi, żeby zobaczyć je lepiej. Ale tym razem były dość daleko i nawet aparatem nie udało mi się ich bliżej ściągnąć.
Wymyśliłam sobie krótką wycieczkę za miasto. Wiedziałam, że jak już wrócę do domu, to na pewno już nigdzie nie pojadę, bo zmęczenie dość szybko da znać o sobie, a tak z rozpędu dałam radę
Było prawie zupełnie pusto. Tylko od czasu do czasu mijałam biegaczy i właścicieli czworonogów na porannym spacerze. Cichuteńko, czyli tak jak lubię

Może i nie było zbyt ciepło, może byłoby przyjemniej, gdyby chociaż odrobinę wyszło zza chmur słoneczko, ale nie narzekam. Dla eMa założyłam nawet czapkę, bo na co dzień, to unikam jej jak ognia. Jednak na rowerze zimny wiatr owiewający głowę jest dość nieprzyjemny, to dla spokojności przy niższych temperaturach ją zakładam. Co jakiś czas się zatrzymywałam, żeby czemuś się przyjrzeć, ale zdjęć zrobiłam niewiele, bo testuję nowy aparat i zdjęcia w większości mi nie wyszły. Ale do nowego sezonu mam sporo czasu, to mam nadzieję, że do tej pory go opanuję i będzie lepiej. W sumie przejechałam 18 kilometrów, jak na taką porę i pogodę, to wyszło mi to całkiem nieźle, chociaż w drodze powrotnej zmarzły mi już stopy i przyjechałam do domu ździebko zmarznięta i strasznie
rozkociudłana od czapki

Nawet wbrew swoim zwyczajom, zamiast kawy, zrobiłam sobie gorącej herbatki, a potem poszłam się zdrzemnąć
Wczoraj byliśmy u mojej siostry na pysznych pstrągach, własnoręcznie uwędzonych przez szwagra. Pstrągi były przepyszne, ale zanim za nie się zabraliśmy, zrobiliśmy krótki spacerek po ogrodzie. Szwagier się nas spytał, czy zdajemy sobie sprawę, że za każdym razem oglądamy ten sam ogród

Ale on widzi tylko swój wypielęgnowany trawniczek, któremu poświęca prawie każdą wolną chwilę
Jako pracę domową przywiozłam sobie materiał na wianek, bynajmniej nie na mój, tylko taki świąteczny. Żebyście sobie nie myśleli

To zwykły winobluszcz, ale ma giętkie, bardzo podatne na układanie gałązki.
A tu już produkt finalny. Może wyszedł troszkę nierówny, ale to mój pierwszy, co nie znaczy, że następne będą lepsze
Na święta wystarczy go ozdobić i będzie piękny.
Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło, wbrew temu co za oknem
