Krzew, który chcę wyprowadzić, jak już wspomniałem, jest o wiele bardziej dziki niż mi się wydawało.
Jest parę kilkuletnich zdrewniałych pędów mających ~2-3 metry (a najdłuższy ma pewno ze 4 metry nawet) i najsilniejsze łozy są na ich końcach. Wszystko co w miarę blisko korzenia to pomieszanie z poplątaniem. Na moje -nowe w temacie- oko, same krótkie wilki z lat poprzednich, które ktoś skracał konsekwentnie na jedno-dwa oczko. Taki gąszcz badziewia się zrobił.
A jakie pasierby wybiło na końcach (po przycięciu) tegorocznych latorośli (obecne łozy- dobrze piszę?)
Mam pytania odnośnie tego czy dobrze myślę.
Jako, że mimo wszystko chciałbym się na tym krzaku trochę podszkolić na przyszlość, czy dobrym rozwiązaniem będzie:
1) pozostawienie 3-4 tych dłuuugich zdrewniałych pędów z najlepszymi łozami, żeby mieć owoce w przyszłym roku?
2) wychlastanie praktycznie wszystkiego co jest na odcinku od podstawy do łozy (chyba, że po drodze jakimś cudem znajdzie się ciekawa łoza z wilka)?
Czy to drewno puści wilki w przyszłym roku? bo jeśli jest takie prawdopodobieństwo to wtedy z najlepszych zostałyby łozy na 2016 i mógłbym wyciąć te długasy? Żeby ten krzew bardziej zwarty zrobić.
Dzięki wszystkim za pomoc.
Od wczoraj trochę się już nauczyłem i wreszcie wiem dlaczego sąsiadowi nagle przestał krzew owocować.
Boże jakie to oczywiste

(zostawił samo drewno i miał w tym roku jedynie trochę słabych wilków na krzewie wysokości 3 metrów..., które i tak wyciął bo nie miały owoców...).