Dorotko, u mnie właśnie zaczyna kwitnąć Ambridge Rose i kolorek jest.... mniam.
Minerva podoba mi się. Wręcz coraz bardziej. Czekam, żeby się zgrała z kwitnieniem z Novalisem, ale on po pierwszym kwiatku, na razie tylko rośnie w siłę. Widocznie chce jej bardziej zaimponować muskulaturą niż urokiem osobistym.
Szkoda pędu "
Margerity" (pamiętasz, mówiłam Ci, że jakoś tak u mnie ona w głowie utknęła i obawiam się, że tak już zostanie

) , ale z drugiej strony wiemy obie dobrze, że zaraz wypuści trzy kolejne i szybko obie zapomnicie o tym niefortunnym wydarzeniu.
Werka, przepraszam, że tak długo, ale ja mam intensywny Czas Innych Spraw i wpadam tylko z doskoku. Mam dwa Chippendale i ten akurat to dwulatek. W zeszłym roku wiosną sadzony, potem w środku lata przesadzony o kawałek, potem znowu wykopany i obrócony, to cud, że żyje. Tyle, że ma jeden główny pęd, który się rozkrzewił na górze jak drzewko i nic nie puszcza od korzenia, co jest w przypadku tej róży dziwne. Chyba jednak jest jeszcze obrażony. Ale kwitnie, bo jego wrodzony ekshibicjonizm mu to nakazuje

Byczek to był z tego starszego, trzyletniego, w zeszłym roku. Zajął połowę rabaty. Teraz odbija po bardzo dla niego ciężkiej zimie, ale już dochodzi do formy. I ten Czipek też kwitnie bo lubi:
Tak więc nie martw się, z Twoich 25cm, zanim się obejrzysz będziesz miała krzew 100x100
Moja Anisette już też bez kwiatów, ale i tak trzymała się nieźle po ulewach. Angela radzi sobie ze wszystkim doskonale. U mnie rosła na patelni, ale wyrosła z niej taka krowa, że musiałam jej dać nowe miejsce jako soliter. I znowu na patelni. To genialna róża, nic jej nie rusza.
A Munstead Wood będzie kwitł kolejnymi pąkami, ale te też zapowiadają się na jakieś jaśniejsze niż pierwsze kwiaty, z którymi przyjechał. Zaczynam się zastanawiać czy to nie wina gleby, w której go posadziłam, bo tam mam bardzo ilastą glinę i może to wpływa na jego kolor... Bo nadmiaru słońca raczej tam nie ma

Może ktoś coś wie i się wypowie?
Kolorki, ach te kolorki. Ten też jest trudny do uchwycenia na zdjęciach:
Za to ten odcień wygląda dokładnie tak. Jestem zakochana po uszy, zamówiłam drugą... Tym bardziej, że wiosenna sadzonka z gołym korzeniem, teraz jest zgrabnym, choć jeszcze dość delikatnym krzewem. Z tych sadzonych w tym miejscu i tym samym czasie, ona radzi sobie najlepiej. Lady
Równie miło patrzy mi się na młodziutką Jubilee Celebration, która właściwie od momentu posadzenia wiosną, ciągle albo ma pąki albo kwiaty. Niestrudzona, choć jeszcze takie dziecko. Szacun
I idąc tropem takich odcieni, nieśmiało napomknę, że zaczyna mi chodzić po głowie Marc Chagall, o którym się prułam, że paskowańców u mnie nie będzie bla, bla, bla... Tylko tak... rzucam hasło, żeby mi nikt nie zarzucił, że robię z gęby cholewę
Ale wracając do bladawców. Eifellzauber bardzo mocno oberwała w wichurze. Straciła pąki i całe pędy. To co zostało teraz kwitnie, ale i tak widać, że bidula po przejściach jest. Nic to, lubię ją i tak, i mam nadzieję, że jesienią porządzi, bo to fajna, silna, nieskomplikowana kobita jest.
Moonstone młody jest, wiec ma trądzik.
(to też ślady od gradu, ale jak rozkwitnie to powinno się to nieco zakorektorować... eee....zatuszować
)
Za to tutaj cera nieskazitelna
