Małgosiu - dziękuję

Kasiu - ja na moją Aspirin nie mogę powiedzieć złego słowa. Naprawdę jest pancerna i bezproblemowa. W imieniu dalii dziękuję - z nielicznymi trzema wyjątkami mam same białe. Jakoś tak wyszło

Aniu - dziękuję

******
Początek roku szkolnego, przetwory i rozbudowa pochłaniają mój czas jak czarna dziura. Do ogrodu wpadam z doskoku, zrobię to co najpilniejsze i tyle. Ale już cieszę się na jesień, zakupy cebulkowe (gorzej z wsadzaniem). Pogoda ładna, więc rośliny doskonale sobie radzą bez mojej szwedzkości. Róże - wiadomo, poza pancernikami - praktycznie wcale nie powtarzają kwitnienia. Na szczęście są dalie, więc doskonale zapełniają wyrwę różaną. Choć nie ukrywam, że jesienią pewnie wsadzę kilka krzaczków, jak je gdzieś upchnę.
Strona praktyczna szwedzkiego - cukiniowy kwiatek, już nie zdąży urosnąć warzywo, ale sam kwiat bardzo malowniczy. Cukinia jako taka mnie przyjemnie zaskoczyła, z dwóch sadzonek miałam całkiem sporą liczbę cukiniowych rarytasów, w przyszłym roku na pewno je wysieję, bo rosną jak szalone, nie przesadzają z wymaganiami. Niestety po drugiej stronie warzywnego bieguna leżą pomidorki koktajlowe... Pięknie rosły, zapowiadało się całkiem przyjemne pałaszowanie pomidorowych miniatur, a tu nagle pełne zaskoczenia niedowierzanie - z dnia na dzień dopadła je zaraza i tyleśmy widzieli nasze pomidorki. To nie na mój nerw taka zabawa. Odpuszczam sobie pomidory, przerzucam się na coś mniej kapryśnego.
Co do tzw. ozdobnej części ogródka, to szału nie ma. Coś tam się dzieje, ale u mnie kwiaty jakby upodabniały się do mnie - niezbyt pracowite i ciągle się pokładają. Poza pancernymi, reszta róż nie zamierza chyba powtórnie zakwitnąć (pojedyncze przypadki wcale nie zamierzały się wysilać na kwitnienie, nieroby jedne). Coś tam pod liściastym nosem (mocno upstrzonym plamami) bąka First Lady. Choć na tle nierobów wypada na bujną i pracowitą...
Aksamitki - miały być białe jak - nomen omen - śniegi Kilimandżaro i raczej niskie, tak sugerowała mi torebka vel tytka po naszemu. Otóż zgadza się jedno, tak to aksamitka, natomiast ani ona biała, ani niska. Ładna, nie powiem, ale nie o to mnie się rozchodziło, gdy się rozmarzyłam nad obwódką z białych aksamitek - miało być niziutko i gęściutko, a w rzeczywistości wyszedł raczej mur berliński, więc jak ten mur, trzeba było te aksamity rozparcelować po połaci. Tak, że o.
Anabella nie poszalała w porównaniu z rokiem ubiegłym, ale nie ma jej się co dziwić. Stała na styku ogrodu z placem budowy, więc i tak nieźle wygląda jak na takie ekstremalne przeżycia. Inne hortensje kwitną mizernie dosyć, a nowej Hayes Starburst (ta to się pokłada, przy niej nawet ja mam kompleksy) musiałam obciąć kwiaty, bo były całe brązowe. Śmieszne, bo po tym zabiegu pędy jakby się wyprostowały.
Już myślałam, że w tym roku nie doczekam, a nawet miałam podejrzenia, że zwyczajowo wszystko co nosi nazwę clematis padnie w szwedzkim, zanim zdąży się na dobre zadomowić. Jednak nie, jednak się doczekam. Zapowiada się kolejna roślina, której nazwa wiernie oddaje jej wygląd - Summer Snow zapowiada obfite śnieżenie. Zawczasu ostrzeżona przez życzliwe forumowiczki umożliwiłam onemu wspinanie się po rosnącym nieopodal drzewie.
Młodziutka tojeść. Uwielbiam te lisie kitki.
I ostróżki - tyż młodziutkie. Zasadniczo niebieskie, ale jedna biała się pokazała. Wiotka w kręgosłupie, więc musiałam ją podeprzeć. Niestety część młodziaków padła pod paszczami nienażartych łysoli. Niebieskie kulki im w oko.
