Wybaczcie trochę przydługi wywód, ale muszę żale wylać

Zacznijmy od tego, że pogoda nie sprzyjała. Opryski powinienem był zacząć w 50-60 dni od posadzenia, a wtedy akurat lało ostro i musiałem o tydzień przesunąć. Co gorsza, w tym terminie jako tako wyrosło 80% posadzonych, reszta ledwo wystawała z ziemi a jakieś 5% nie wylazło w ogóle. Dziwne to, bo sadzeniaki były dobrej jakości, ze zbioru 2009, czyli kaliber ok. 10cm.
Pogoda chyba miała tu decydujący wpływ. 2 miesiące po sadzeniu, jak tylko przestało lać, już pojedyncze krzaki zaczęły żółknąć. A ledwo je było widać, dopiero co wyrastały...
Wtedy dałem oprysk Ridomilem, co mi został z 2009, potem Infinito (zamiennik Tattoo) i dalej Miedzian oraz Infinito. Później już mi się pryskać odechiało, bo efekty były marne.
Moja robota nic nie dała. Mimo oprysków krzaki z dnia na dzień robiły się całe żółte i padały, po czym usychały. Nawet nie jestem pewien co to tak naprawde jest, bo brązowych plam na liściach praktycznie nie było, po prostu nagle cały łan ziemniaków zżółkł i padł, nic sobie robiąc z moich starań. Na początku lipca nie było już po ziemniakach śladu

Czyżby pryskać należało jeszcze wcześniej niż 60 dni po sadzeniu? Tylko że w tym terminie one dopiero z ziemi ledwo wystają... A może powinny być już większe, tylko sadzeniaki marne?
Zaczynam podejrzewać, że to może być raczej alternarioza - tak ze zdjęcia i opisu tutaj wnioskuję. Ale nie jestem fachowiec i nie przyglądałem się temu dokładnie. Ot dziś jest parę liści jak na w/w zdjęciu, a pojutrze cały krzak żółty i zdycha.
Jeszcze a propos sadzeniaków...
Tak się zastanawiam, czy sposób przechowywania sadzeniaków ma zasadniczy wpływ na jakość kolejnego zbioru? Na 2009 sadzeniaki własne przypadkiem zjedliśmy, więc były kupione - i to, w połączeniu z nawożeniem i dość dobrą pogodą pozwoliło, mimo usychania krzaków w lipcu, uzyskać przyzwoite zbiory.
Natomiast na 2010 wzięliśmy sadzeniaki z własnego chowu. Kaliber był duży, ale problem w przechowaniu: nie mam dobrego miejsca, piwnica ponad gruntem, a w niej jedno pomieszczenie, gdzie temp. lekko przewyższa tę na zewnątrz. Czyli do -5st. na dworze mogę tam trzymać ziemniaki i jest tam ok. +5st. ale przy większym mrozie temp. spada poniżej zera i ziemniaki lądują w drugim z kolei najzimniejszym miejscu, gdzie jest stale zimą 8-10st.
Problem, że lepszego miejsca nie mam, a ziemniaki tam niestety wyrastają i w zimie trzeba je ok. 2-3 razy obierać z kiełków, także na wiosnę mogą już być dość 'wytyrane' i nie mają siły rosnąć może?
Niestety nie mogę tego prosto zmienić. Piwniczki nie wykopię, bo woda gruntowa wysoko. Może ew. dałoby się ją uszczelnić, ale i tak nie wiem, czy w takiej prowizorycznej dziurze uzyskałbym dostatecznie niską temp. A przechowanie w kopcu w ogródku kiedyś skończyło się zgniciem połowy wsadu.
Reasumując, efekt jest taki, że zeszły rok 2009 mogę uznać za niezwykle urodzajny, bo w tym roku jest totalna lipa - przeważają ziemniaki kalibru między orzechem laskowym a włoskim. Gdybym miał jakieś zwierzęta, to byłby z tego jakiś pożytek, bo tych poniżej 3cm średnicy się obierać nie opłaca.