Dziękuję wszystkim zaglądającym za moją furteczkę.
Pojechałam na działeczkę w zeszły weekend i tylko na jeden dzień wpadłam w sprawach pracowych i bankowych. Skoro nic nie robiłam

tyle czasu to powiedzcie mi dlaczego taka zmęczona jestem?
Loki wiele pomyłek krąży po świecie. Chyba w każdej dziedzinie... Odkryłam jeszcze jednego fiołka u siebie. Schował się w trawie. Myślałam, że nie przetrwał, a tu taka miła niespodzianka. Niestety kupiony jako NN.
Wandziu widzę, że i Ciebie zainteresowała modrzewnica.

Kwitnie jeszcze w przeciwieństwie do Oli. Jak przyjechałam jeszcze było sporo kwiatów, ale już rozwinięte liście, a żegnała mnie wczoraj już bez żadnego kwiatka. Nie wiem jak wysoko rośnie Ola, będę ciąć tak czy siak. Poza tym nie wiem jaką mam podkładkę. Zapomniałam spytać.
Lucynko słoneczka było aż nadto, ale ja od niego uciekam albo się smaruję mocnym filtrem, bo uczulenie mnie męczy od pewnego czasu. Cóż robić. Dobrze, że dopiero teraz, a nie w młodości jak zgrabne nóżki na plaży wykładałam.
Aniu prawda, że natura cudna jest. Jej bliskość niesamowicie mnie odpręża i kiedy tylko mogę podglądam troszeczkę. Czasem tacy naturalni goście sami wchodzą w nasze progi - na przykład wiewióreczki.
BAŚKA
Widywałam ją na dębie sąsiada, ale nigdy nie udało mi się zaobserwować jak tam dociera. Ostatnio przyprawiła mnie niemal o zawał serca, kiedy to biegła od łąki przez nasze dwa dęby, potem na dach garażu, potem rynną, a w końcu z garażu... na wiatę czy od razu w dół na beczkę?... może na wiatę... a może jednak na beczkę... Miotała się niezdecydowana, a dla mnie każda decyzja wydawała się szalona. W końcu wybrała beczkę. Potem już tylko siup przez oczko siatki i zaraz na pień dębu.
Następnego dnia, kiedy ją fotografowałam wybrała dach wiaty, z której już łatwo po gałęziach do sąsiada. Uznałam to za równe szaleństwo jak beczkę. Rozważałam zrobienie jakiejś kładki. Mąż pukał się w czoło.
Kolejnego dnia Baśka zobaczyła Zibiego, naszego sznaucera miniaturowego - i zamarła. Siedziała na młodym dębie w jakichś sobie tylko znanych sprawach. Ciągle kręciłam się po podwórzu, zerkając na nią ukradkiem i to jej zupełnie nie przeszkadzało, aż nagle zrobiła się czujna i ani drgnęła. Zza rogu wyszedł Zibi. Dla nas to mały psiak, ale już dawno zauważyłam, że dzikie zwierzęta i ptaki traktują go jak poważne zagrożenie. Wyrzuciłam za dom obu panów - tego dwu i czworonoga, sama też się schowałam, a ona siedziała, siedziała, czekała, czekała... aż zyskała pewność, że można bezpiecznie iść dalej. Trochę to potrwało.
Pomimo tego kudłatego potwora przyszła i kolejnego dnia. Zupełnie zignorowała mnie siedzącą na schodkach ganku. Przeparadowała mi przed samym nosem - w końcu nie mam czterech nóg!

I tu o mało nie padłam na serce. Owa beczka stoi mniej więcej pod ptasim domkiem. Na szczęście zamknięta.

Poza Parkiem Łazienkowskim lata temu nie miałam tak bliskiego spotkania z wiewiórką. Mam nadzieję, że wie co robi uprawiając te skoki... Sama się z siebie śmieję, bo ta mała Baśka wzbudziła we mnie chyba instynkt macierzyński i zaczęłam się o nią martwić.
Najbliższy weekend komunijny, więc nie wiem kiedy znowu będę na działce, ale postaram się kontynuować relację z ubiegłego tygodnia.
