Hej, ludzie!
To zdjęcie z Tami i piłką to z wczoraj, po koszeniu - żeby nie było, że mam tylko chaszcze
Tam, gdzie rośnie ten wielki łopuchowaty szczaw w zeszłym roku było za rzadko koszone, bo albo nie miał kto albo nie bylo akurat pogody, no i sie rozpanoszył, i szczaw i mniszek, i parę innych też, ale mniej sie rzucaja w oczy. Koszenie tego, to oczywiście
orka na ugorze 
Mam mocną kosiarke z napędem, ale i tak czasem nie chce "iść". Gdybym zaczęła wczesniej , to nie wyrosłoby takie wielkie, ale nie było jak, bo padało. No i teraz mam atletyczną pracę. Musze sama ją wykonać, bo w ten weekend męża nie bedzie, jest "na wyjeździe", zreszta nie ma co czekać, bo to rośnie w tempie bambusa

trzy dni temu bylo małe, a teraz po kolana prawie

W dodatku ma znow padać podobno od jutra. Czlowiek nie wie, na co sie rzucić, tyle jest do zrobienia, tyle mam tu zaleglości... No, ale koszenie jednak jest priorytetem, bo jeszcze tydzień i to urośnie do rozmiaru dżungli.
W zasadzie powinnam teraz kosić, a nie siedziec na FO

ale u mnie są dodatkowe komplikacje, przed południem przez kilka godzin biorę kolejne leki co godzinę, co pół i raz w odstępie 15 minut. Wieczorem podobnie, popołudniu mam tylko dwa leki. To jest cały grafik

rano to trwa, zanim zapodam sobie wszystkie dawki. Kiedy zobaczyłam te rozpiskę od lekarki, to mnie zatkało, ale już po dwóch tygodniach wdrożyłam się i przywykłam. Najważniejsze, że to działa i coś sie zmienia na lepsze w moim WĄTŁYM

ciele. Jednak nie da rady tak po prostu wstać i pójść do roboty w ogrodzie, najpierw muszę wypełnić grafik. Właśnie mineło mi pół godziny, teraz wezmę następnego "dropsa", poczekam 15 minut, coś muszę zjeść i podczas posiłku wziąć kolejnego, a potem godzine po posiłku kolejnego

No, ale jak juz cos zjem, to moge iść na godzinę do ogrodu. Na wszelki wypadek ustawiam sobie na godzinę dzwonek w pulsometrze, który nosze na ręce (choć właściwie jest na tyle lepiej, że już mi sie go nie chce nosić i wkładam go do koszyczka z narzędziami i wyjmuję tylko, gdy mi pikawa coś zaczyna fiksować... albo go zostawiam w domu i zapominam o nim
To są zwierzenia ogrodnika specjalnej troski
Mozna powiedzieć, że prowadze eksperyment pt. szpital ogrodniczy
Wczoraj sąsiadka wpadła do mnie popołudniu, gdy akurat kosiłam, byłam purpurowa na twarzy i zlana potem

Wieczorem idą z psem zajrzała do mnie i mówi "przyszłam sprawdzić, czy żyjesz"

Normalnie sąsiadka przychodz do mnie ze swoja labradorką i idziemy razem na spacer z psami, ale ja wczoraj nie była w stanie już zrobic więcej niż 20 kroków

Porzuczłyśmy psom piłki i na spacer poszły tylko one.
Później spróbuje ogarnąć swą rozchwianą myślą, jakie kto mi rośliny proponował i co zamawiał w zamian, bo kompletnie się pogubiłam w tych zawiłościach
