Witaj
Iwcia - zapytałaś mnie o jodełkę, to Ci opowiem co było z moją jodłą kalifornijską.
Otóż, podczas budowy panowie budowlańcy podlewali ją systematycznie wodą z płukania wider i kalfasów po cemencie i wapnie (o czym nie wiedziałam

). Usechł jej czubek i większość końcówek. To wszystko co było zaschniete - ucięłam, ale tylko końcówki gałązek i czubek na 2-3 cm, pozostawiając w spokoju gałazki. I podlewałam, podlewałam, podlewałam drzewko.
Gdzieś wyczytałam, że kiedy jest rana na gałązce (na przykład po ucięciu), to roślina się mobilizuje, żeby zasklepić ranę i wysyła tam wzmożone ilości środków odżywczych. A przy okazji dostają je pąki uśpione. Czyli dostają więcej, niż normalnie. Jeśli więc są żywe - to to jest ich szansa.
Moja jodła odżyła i wytworzyła nowy przewodnik z maluśkiego pączka. Trwało to ze 3 lata, ale dała radę
Straciła tylko bezpowrotnie niebieskie zabarwienie...
Teraz mam świerka srebrnego, którego dostałam od znajomych bez czubka, bo robił za choinkę świąteczną. Przyjął się i dopiero teraz, po 1,5 roku wytwarza nowy czubek (chyba nawet dwa).
Wedle wszystkich znaków, Twoja jodła jest zmarznięta i zrobiłabym tak: uciąć jej wszystkie suche czubki, ale zostawić gałęzie. Trzeba jej dać szansę. Jeśli nie puści - zawsze zdążysz wyciąć suche i zrobić gniazdo... Aha, i jedyny nawóz to w oprysku (florowit, biohumus)! Choremu ludzikowi też nie daje się kotleta do jedzenia, tylko kaszkę
No i czekam na fotorelację! A jak ją odratujesz, cóż to będzie za satysfakcja
