Jadziu, i u mnie coraz częściej rozsądek dochodzi do głosu, chociaż jeszcze trudno mi nad nim zapanować

Ale uczę się tej trudnej sztuki i może w końcu przyniesie to jakieś rezultaty

Tyle bym chciała mieć, ale cóż zrobić, kiedy już nic więcej nie chce się zmieścić? I tak już jest ciasno, wczoraj musiałam wywalić rozrośniętą siewkę orlika, żeby posadzić jeżówkę. Nie mogłam się jej oprzeć, uwielbiam je i tę też musiałam mieć. Orliki co prawda też lubię, ale one kwitną krótko, a jeżówka będzie kwitła i kwitła
Jagno, ciasto wyszło wyśmienite. To akurat naprawdę jest błyskawiczne, dłużej się czeka na zastygnięcie galaretki, niż robi całość. Filip krojąc je uszczknął kawalątek i z kuchni dało się słyszeć: O, Matko! Ale pyszne

Nie wiem co prawda, czy jego opinia może być miarodajna, bo moje dziecko, będąc małym chłopcem wyjadało cukier z cukiernicy, tylko dlatego, że słodki
OH! Wow, mam już czwarty sezon i w tym roku naprawdę pokazała na co ją stać. Oczywiście jak na moje warunki, bo o takich okazach jakie są pokazywane na forum, to ja nawet nie mam co marzyć. Ale już tak, jak jest teraz, w zupełności mi wystarcza. Nareszcie z zachwytem patrzę na swoje różyczki i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że są cudne. Nawet Rosomanion się stara, chociaż już właściwie wydawałam na nią wyrok

Ty mnie kochana, tak nie chwal, bo jak tylko popuszczę sobie cugli, to nie będziesz mogła przebrnąć przez zdjęcia, którymi zasypię swój wątek. Mam ich mnóstwo i nawet sama nie umiem się zdecydować, które odłożyć do lamusa
A Twoją drugą Jalitah, wezmę na klatę. Jest tego warta, zresztą sama wiesz
Danusiu, no jakżeby inaczej
Do różanych patyczków nie potrzebujesz ani ukorzeniacza, ani dodatkowej ziemi. Po prostu wetknij je na działce do ziemi i przykryj odkręconą butelką. I wystarczy

Na zimę zakrętkę trzeba będzie założyć. Może nie wszystkie patyczki puszczą korzonki, ale z kilkoma powinno się udać.
Dziękuję
Aniu, jest taka susza, że bez podlewania nic by nie zostało z naszych ogrodów. Za każdym razem jak jestem na działce, to leję wodę, ale szczerze mówiąc, efekty są marne. Jednak bez tego, już mogłabym się pożegnać z większością swoich roślin

Lato mam bez komarów i niech tak pozostanie jak najdłużej, wcale za nimi nie tęsknię

Różyczki w tym roku mnie zachwycają, nie pozostaje mi więc nic innego, niż się z Tobą zgodzić. Dziękuję
Soniu, te czosnki rzuciły mi się w oczy dopiero wieczorkiem, kiedy słońce odpowiednio je podświetłiło

Rzuciłam wszystko i poleciałam robić zdjęcia
Miasta pożerają coraz więcej terenu, zielone krajobrazy odchodzą w zapomnienie. Same trawniki tego nie zastąpią, to stanowczo za mało
Na szczęście mam działkę, a tam nieograniczony kontakt z przyrodą. Sąsiad czasami słucha radia, ale nie jest z tym zbyt nachalny, a poza tym najczęściej tylko się mijamy, a wtedy to już zupełnie mi nie przeszkadza.
Za uznanie
Basiu, całe zamieszanie z tymi różnymi rodzajami plusów

Czy nie prościej by było, jakby były tylko jedne? A tak, weź się człowieku i zastanawiaj....Nad buszem jednak nie muszę, lubię takie ogrody i mój też taki jest. I jeszcze jarmarcznie kolorowy, taki musi być koniecznie
Małgosiu, Prince Charles jest rewelacyjny

Od pierwszego sezonu kwitnie obficie, a tym roku dał prawdziwy popis, to prawdziwa burza kwiatów. Nie wiem tylko dlaczego, tak wdzięczy się do sąsiada, bo to od jego strony wygląda najlepiej.
Elfe kwitnie u mnie dopiero po raz drugi i jak na razie szału nie ma, chociaż w tym roku nie jest już tak źle. Przezimowała bardzo dobrze, wiosną podwiązałam jej pędy w poziomie licząc na obfitsze kwitnienie, ale ona chyba jest nieczuła na takie zabiegi. U Bajazzo zadziałało to rewelacyjnie

W taki upał, to parasol jest moim wiernym towarzyszem. Wzbudza zainteresowanie, nie powiem, ale tylko tak jestem w stanie coś zrobić. Raz, że jestem naznaczona niezliczona ilością pieprzyków, a dwa, że praca w takim upale jest okropnie męcząca. Może troszkę przesadzam, ale jeżeli mogę sobie coś udogodnić, to czemu nie?
Iwonko, po całym dniu na działce wracam tak zmęczona, że już nie mam na nic ochoty. Nawet do kompa siadam niechętnie, tyle że skrobnę coś u siebie i idę spać. Obiady, sprzątanie, wszystko leży i kwiczy. Tylko co jakiś czas mam zryw i ogarnę chałupkę, ale wtedy muszę zrezygnować z działki. Ale wtedy przez dłuższy czas jest jako tako, bo kto ma brudzić, jak całymi dniami nie ma nas w domu? Z tą dobą coś jest na rzeczy

Obiło mi się o uszy, że od kilku dni, dnia zaczęło ubywać, to jak mamy się wyrabiać

?
To jest przekwitnięty kwiatostan ostrogowca
Lucynko, jak mi się już marzą takie warkocze deszczu

Dzisiaj nad miastem przeleciała burza, zakręciła jednak się tylko przez chwilkę i poleciała dalej. Tak się spieszyła, że nad działkę pewnie nawet nie zajrzała.
To się wytańcujecie na weselisku

W tym roku mammy dwa wesela, nasza kieszeń odczuje to boleśnie

Życzenia przygarniam
Dwa dni spędzone na działce skutecznie wyssały że mnie wszystkie siły.
Ciągle mam mnóstwo pracy, a upały nie pozwalają na taką aktywność, jaka byłaby konieczna

Już pomijam, że najzwyczajniej mi się nie chce, ale nawet jak już zwlokę się z leżaka, to za chwilę jestem już cała mokra i lepię się od potu.
Jedynym wyjściem jest moczenie koszulki i pielenie pod parasolem. Tak przygotowana mogę na jakiś czas zagłębić się w rabatki.
W sobotę właściwie tylko podlewałam, wypieliłam zaledwie maleńki kawałeczek, ale nie tylko dlatego, że mi się nie chciało, ale również dlatego, że przyjechali moi rodzice na kawusię i rekonesans działeczki. Przy okazji przywieźli mi jeszcze rozsadę cynii i aksamitki, bo po tulipanach i innych takich zostały mi dziury, które muszę czymś zapełnić.
Wczoraj za to pojechałam bardzo wcześnie, bo już o siódmej byłam na miejscu. Oczywiście nie było ani żywego ducha, tylko ja i cisza. Dla takich chwil tylko mi dusza gra, przyłączając się do śpiewu ptaków. A te milczeć nie potrafią

I całe szczęście, bo również dla nich tam przyjeżdżam.
Dzionek zaczęłam jak należy, czyli kawusią. Do tego miałam jeszcze zaoszczędzony kawałeczek ciasta, czyli było prostu boooosko
Przewiesiłam karmnik dla ptaków, bo mam podejrzenia, że w tym miejscu gdzie wisiał, kociska urządzają sobie polowania na moich milusińskich. Pod jabłonką, na której wisi karmnik, dzisiaj był wydeptany ( wyleżany?) cały krąg trawy

Pod karmnik podstawiłam tekturowe pudełko, bo sikorki nic, a nic nie czują wdzięczności za pełną spiżarnię, a nawet mają czelność wybrzydzać i zjadają tylko co któreś ziarenko, wcześniejsze wyrzucając po prostu na ziemię. Pod jabłonką mam już las słoneczników

Nie wiem na ile to zda egzamin, ale może chociaż trochę ziarna odzyskam, wrzucę im z powrotem, może się nie kapną?
Właściwie to wczoraj miałam tylko posadzić roślinki od mamy, a potem to już tylko się wylegiwać. ale jak to zwykle bywa, plany sobie, a ja sobie

No, bo jak tu posadzić młodziutką sadzonkę, kiedy ziemi spod chwastów nie widać? Chcąc nie chcąc musiałam się wziąć za pielenie, ogarnąć chociaż odrobinę. Jest już tak straszliwie sucho, że po moich wcześniejszych podlewaniach nie ma już nawet śladu, a przecież podlewałam nawet w sobotę

Zwilżona jest tylko wierzchnia ziemi, a dalej pustynia. Znowu musiałam podlewać, bo sadzonki mdlały w upale, zresztą nie tylko te młode, ale i starsze rośliny już sobie nie radzą. Moja świecznica smętnie zwiesiła swoje cudne kwiatostany, kirengeszoma bezradnie opuściła ramiona, a pierwiosnki pozbawione sił pokotem pokładły się na ziemi

Gdzie mogłam, tam podlałam, ale w takich temperaturach to na pewno efekt będzie mizerny.
Po południu nie miałam już nawet sił wsiąść na rower, dlatego też podjechałam tylko do pętli i razem z rumakiem załadowaliśmy się do autobusu.
Jutro za to pojadę razem z eMem i na działce będę już po szóstej i nareszcie zrobię oprysk na mszycę, bo znowu wróciła, Co prawda nie ma jej dużo, ale skoro wraca nieproszona, to wykażę się gościnnością i poczęstuję smakołykiem. Niech ma
