Iwonko, to prawda. Z mojego Krzyśka nie lada galant. Dba o makijaż jak niejedna kobieta
Lilie w tym roku nie wszystkie wyszły z ziemi a wśród tych, które wyszły były i takie bez kwiatów albo z kolei pączki im zasychały. Wszystkiemu winne majowe przymrozki, ale się nie zrażam. Wiosną znów kupię kolejne i będę sadzić. Nawet M docenił ich rzucający się z daleka wygląd i sam powiedział, że nie zaszkodzi dosadzić więcej. Kwestie zapachowe, to już dodatkowy bonus
Elwi, Charles Darwin to nówka posadzona tej wiosny. Kupowałam go w F. Sadzonka była dorodna i tak też się zachowuje, co mnie bardzo cieszy

Powoli otwiera kolejne kwiaty a i pączków ma jeszcze sporo w zanadrzu.
Jak na razie z The Ancient Mariner nie jestem do końca zadowolona. Zresztą to nie dotyczy tylko tej róży, ale i kilku posadzonych jesienią. Coś słabo się krzewią i podobnie kwitną. Może miejsce im nie pasuje, jest dość trudne, bo w sąsiedztwie tuji sąsiada i może tutaj leży problem? Mam plan na dokupienie jednej z tych róż z innego źródła

Zobaczę, czy będzie różnica, ale coś mi się wydaje, że właśnie tutaj jest pies pogrzebany...
Christopher Marlowe wygląda dokładnie jak na fotkach. Specjalnie staram się robić ich dużo i wybieram te wiernie oddające jego kolory.
Ja nagminnie gubię pazurki, które też mają drewnianą rączkę. Położone na ziemi są zupełnie niewidoczne. Kiedyś szukałam ich kilka dni.
Dziwne zaginięcie owej szklanej kulki od perfum nawet mnie nie zdziwiło. Kiedyś w ten sposób zgubiłam pierścionek siostry

Chciałam go tylko przymierzyć a ponieważ palce miałam szczuplejsze, to zsunął mi się na podłogę i wszelki ślad po nim zaginął. Znikł jak przysłowiowa kamfora i nigdy nie udało się go odnaleźć. Czasami się zastanawiam jak to było możliwe w niedużym przecież pokoju? Nawet przy generalnym remoncie, włącznie z wymianą grzejników, nie udało się odnaleźć zguby. Nie powiem już co na to powiedziała moja siostra, bo się nie będę wyrażać...

Można sobie dopowiedzieć... Tym bardziej, że pierścionek był śliczny.
To zdanie o lecie, odszczekuję
Aniu - Annes, nie Tobie jednej Charles Darwin wpadł w oko, ale wcale się nie dziwię, że wzbudza takie zainteresowanie. Zdjęcia ze strony szkółek jak i samego hodowcy zupełnie nie oddają urody jego kwiatów. Nie mam pojęcia kto je robił i w jakim był stanie, ale on w realu jest zdecydowanie piękniejszy i też przywdziewa różne szatki. Zaczyna nasyconym, ciepłym kolorem a kończy masełkiem i to jasnym, takim najlepszej jakości

Kwiaty ma duże i pięknie pachnące. Wąchałam dzisiaj. Zdjęcia powyżej
U mnie oprócz Edenki, która pokazała kilka kwiatów, nie zakwitła Wildeve i William Shakespeare. Z tym ostatnim chyba się pożegnam. To już drugi egzemplarz, który się nie sprawdził. Trzeciego podejścia nie będzie. Są lepsze róże w podobnych kolorach i łaski nie robią.
chociażby taki Tradescant
Jagi, gorąco jak w piekle i chociaż należę do ciepłolubnych, to jakoś słabo w tych upałach funkcjonuję

O wpływie temperatury na stan umysłu pisałam we wstępie, więc się powtarzać nie będę. Jestem na siebie wściekła za taką głupotę i tyle w temacie

O ile ja tropiki znoszę kiepsko, to róże o dziwo nawet sobie radzą. Sporo z nich jest w pąkach, część jak np. Molineux źle zniosła ten skwar, ale taka ciemna Munstead Wood poległa dopiero trzeciego dnia, więc nie jest źle.
Pomarańczki stanowią ciekawy element, który mocno przyciąga wzrok. Nie każdemu się jednak ogniste barwy podobają, więc jest całkiem zrozumiałe, że masz obawy przed połączeniem ich wyrazistych kolorów z rosnącymi u Ciebie roślinami.
No popatrz, kręcą Cię purpury, co wcale nie jest dziwne, bo są rzeczywiście śliczne. Zobacz jak potrafią wdzięcznie i obficie kwitnąć. Taka Darcey Bussel, która absolutnie
nie jest czerwona, chociaż bardzo trudno jest jej zrobić dobre zdjęcie. Wygląda jak prawdziwa ballerina w tej szerokiej sukience
zdjęcie zrobione 1 sierpnia
to jest wczorajsze
A to dzisiejsze. Kwiatów wciąż przybywa
Albo trochę ciemniejszy Tradescant. Obie powtarzają i prezentują się naprawdę pięknie.
Sporo masz floksów. Też je bardzo lubię i w zasadzie nie ma sezonu, w którym nie dokupiłabym kolejnej odmiany. Wyjątkiem jest ten, bo już po prostu nie mam miejsca a te, które posiadam rozrastają się w zastraszającym tempie i zapewne już wkrótce będę zmuszona ograniczać ich zapędy. Właśnie na szybko policzyłam swoje i mam ich o dziesięć mniej
