

Dorotka - faktycznie szkoda Paula Bocuse, widziałam go na żywo u Kamili i dech mi zaparło na widok tego wielkiego kwiatu, nawet rozglądałam się za nim później, ale w końcu nie kupiłam. Dobrze, że uzupełniłaś tę stratę. Ta zima wbrew pozorom była bardzo niewdzięczna, róże nie poszły do końca spać, potem przyszły duże mrozy i je uszkodził. Starsze sobie poradziły, ale te maluchy, jeszcze dobrze nie ukorzenione bardzo słabiutko sobie poradziły. Austinki chyba zahartowane, w Anglii takie nijakie zimy to normalka, powinny dać radę. Trzymam kciuki

Daysy - pocieszasz mnie z Garden of Roses. Bardzo mi na niej zależy, bo dzięki Tobie mogłam zachwycać się pod koniec lata tymi idealnymi kwiatami. Nowa posadzona jest tak, żebym ją widziała z okna i z tarasu, skarb taki, byłoby mi bardzo szkoda. Tak, masz rację, u nas też były te epizody potężnego mrozu a wtedy róże miały czerwone noski a niektóre młode listki


Ewa - i to jest słuszna strategia: posadzić, uklepać i poczekać cierpliwie do prawdziwej wiosny, zanim się zacznie człowiek martwić. Zaminowałaś sobie przedpole różane i teraz masz mniej zmarszczek niż ja

O dziwo Pashmina, którą postrzegałam jako wydelikaconą, wrażliwą dziewczynkę, trzyma się nieźle, groźnie zieleni się nad kopcem i chyba nawet troszkę warczy, gotowa do działania wiosną. Oby jej zapału nie zabrakło. Moonstead Wood też wygląda dobrze, chociaż martwiłam się o nią w styczniu bo taka jakaś blado, brązowawa się zrobiła, ale teraz nabrała zdrowszego odcienia, może tylko brzuch ją bolał. A młodziutka Ghita Renaissance, drobna, szczupła, w bardzo dobrym nastroju, zielona po czubki paznokci. Nie wiem co mam myśleć o Piano. Chudziutkie ramionka, wątlutki, jak pajączek. Nie zapowiada się na silny krzaczor. On (nie wiem czemu, ale ten mój to chłopiec) tak ma jako dziecko, czy mi się trafił taki szczupaczek?