Witam

Cisza tu u Was jak makiem zasiał! Jestem szczęśliwą mamą prawie 2,5 rocznego łobuza Eryka. Jeśli chodzi o kwestię szczepień napiszę tylko jedno - każdy rodzic powinien przeprowadzić z lekarzem (lekarzem nie wyznawcą koncernów farmaceutycznych) bilans zysków i strat oraz ryzyka szczepienia swojego dziecka. Każde dziecko reaguje inaczej, jedno szczepienie zniesie bez szwanku, u innego wystąpią NOP, czy lekkie - gorączka, obrzęk, czy te poważniejsze.
My szczepiliśmy, bo przecież to dobrodziejstwo nauki! Dopóki nas syn nie wylądował po szczepieniu na pneumokoki w szpitalu z kłębuszkowym zapaleniem nerek. Widok dziecka z cewnikiem, weflonem w głowie, przypiętego do aparatury, nie mającego siły żeby ruszyć rączkami - wtedy przejrzeliśmy na oczy. Tym bardziej, że na cały szpital położniczy tylko dwoje dzieci leżało z chorobami na które są szczepionki - chłopiec z odrą, którego matka leczyła mazią z chrzanu (bo tak babka kazała) oraz dziewczyna z pneumokokami, której matka myślała, że samo jej przejdzie (dodam, że dziecko szczepione). Reszta to dzieci powypadkowe, złamaniowe itp... i dzieci z Nopami, których razem z naszym synem było 9.
Dziecka nie szczepimy, nawet jeśli byśmy chcieli (żadnego już nie zaszczepimy na nic), to i tak nam nie pozwolą, Eryk ma zakaz przyjmowania szczepionek. Po tym zdarzeniu zmieniliśmy lekarza, zaczęliśmy czytać, szukać, wertować. Przykre jest tylko to, że zmądrzeliśmy dopiero po tragedii jaka dosięgnęła nasze dziecko.
Eryk jest już zdrowym chłopcem. Syn siostry (3 miesiące młodszy od mojego) niestety nie. Pokazuje to ułomność systemu szczepień, bo kto przy zdrowych zmysłach wali zaraz po urodzeniu przyduszonemu dziecku szczepionkę, a później trzyma się ścisło kalendarza. Dziś siostra nie może sobie wybaczyć, że ślepo wierzyła lekarzom.