Marysiu, jakby mi mój mąż tylko dosadzał roślin czy siał trawę, to ja bym szczęśliwa była...a jemu to się głównie nadprogramowe pielenie zdarza, jak ma zryw na porządki w ogrodzie, to muszę za nim lecieć i po łapach dawać, bo idzie jak terminator, nic po jego przejściu nie zostaje
Z tymi różami, to wina forum, nie miałabym tak dużego parcia na nie gdyby nie Wy

Realnie patrząc raczej nie ma szans, żebym do marca przygotowała na nie osobne, godne miejsce, bo priorytet ma przygotowanie miejsca pod żywopłot, więc myślałam kupić te, co naprawdę muszę, bo pęknę

i albo przy wolniej rosnących częściach żywopłotu wsadzić, albo na warzywnik właśnie, bo tam nie dość, że przekopane to i ziemia najlepsza. Wada tego drugiego rozwiązania to to, ze warzywnik mam schowany za stodołą, żeby te róże oglądać trzeba tam specjalną wyprawę robić

Poza tym już widzę, że mi potrzebne jeszcze ze 3 pnące na dom. Od drogi, od strony południowej mam dwie Paul's Himalayan (jeśli przeżyją zimę) i po środku zdałaby się trzecia: zostawiłam miejsce na moją poniemiecką spod płotu, ale wrosła pod chodnik, więc nie będę jej wykopywać. Teraz szukam jakiejś tak dużej jak te 'himalajskie' i Lykkefund, która jest na ścianie zachodniej, ale najchętniej jasnoróżowej. No i jeszcze mam dylemat co od frontu, bo tam ziemi przy murze domu nie ma: jest warstwa żwiru z izolacji fundamentu, a za nią betonowa ścieżka. Warstwa żwiru ma ze 20 cm pod spodem jest już normalnie ziemia: myślicie, że można w ten żwir wstawić donicę z obciętym spodem, a w niej róże pnącą - korzenie by jej po wyjściu z donicy wrosły w ziemię pod żwirem i chodnikiem i powinna dać radę, nie?