Wiolu i Aniu

Róża niestety do zniszczenia, na szczęście nie sadziłam jej do gruntu, tylko umieściłam w donicy. Szkółka prześle mi nową sadzonkę.
Przejdźmy do meritum

W ostatnich dniach pogoda nieco się pogorszyła, wymarzony przez Wiolę deszcz pada u nas , owszem przydał się roślinom, ale niech już cieplej się zrobi i bezwietrznie przede wszystkim. Jak już wcześniej pisałam, ubiegły sezon okazał się katastrofą, wierzę tym razem będzie trochę lepiej. Pod koniec sezonu wysiewałyśmy z mamą facelię, podsypałyśmy dolomitu i będziemy czekać na pozytywne efekty

Może wreszcie się doczekamy jakiś plonów. Bo ubiegłoroczne, w postaci marchewki, przyprawiały nas wprost o obrzydzenie - nie dało się obrać, czy pokroić marchwi, żywe robaki na wskroś, blee. Oberwało się też mieczykom, kwiaty opanowane przez wciornastka, a bulwy następnie zgniły tuż po wykopaniu - strasznie mokre lato i jesień. W związku z tym trzeba było odkupić te "kilka" bulwek do kolekcji....
Oprócz tego jak zawsze mnóstwo spraw technicznych - szczególnie drewniane elementy poleciały po tych deszczach. Najgorsze, że muszę poświęcać dużo czasu nie na rośliny, tylko na remonty, co mnie drażni, bo nie wyrabiam się.
Wilgoć i późniejsza chłodna zima odbiły się rzecz jasna na różach, 3 usunęłam - starszawe były, chorowite, a W. Szekspir dodatkowo nie zrekonstruował korzeni (ktoś mu bezczelnie obgryzł rok temu 3/4 bryły korzeniowej

). Tak samo moją ukochaną lilię Nymph wyżarto mi

Też sobie zrekompensowałam ten brak...
Dobra, kończę wywody i pokazuję co kwitnie, i w ogóle rośnie (fotki z ostatniego tygodnia):
Moje ukochane maleństwa:
A na koniec, tegoroczne zakupy:
Chodził za mną szczaw krwisty i znalazłam nasiona w ogrodniczym (tylko coś kiepsko z kiełkowaniem idzie)
Tak samo dmuszek, chyba tylko jeden kiełek
W jednym z internetowych była fajna promocja przedsezonowa, więc Alicja sobie zaszalała i tyle nazamawiała, że potem paczkę ledwo dotaszczyła z poczty do domu (aż zważyłam, bo nie wierzyłam - wyniosła 8,2 kg....)
A w środku lilie, dalie, liliowce, mieczyki
W międzyczasie trafiłam na przecenę sławetnych róż, więc jako dobra dusza musiałam uratować chociaż ze 4 krzaczki (ta j. róż podpisana była jako Oliwia, ciekawe co wyrośnie jak się przyjmie?):
Do tego kilka dni temu, jak już wiadomo, zamówiłam 5 róż:
- moja wymarzona The Poet's Wife
- Princess Anne
- Charlotte
- Wildeve
- Benjamin Britten
Oraz kilka lilii (no wiecie, przecena była w Lily...).
Teraz lecę, bo ciężki tydzień przed nami - już mam stresa, bo komunia za tydzień (a ciotka, czyli ja torta robi...). Ważne wydarzenie, bo w końcu to moja ukochana chrześniaczka, jeszcze muszę witraż pamiątkowy wykończyć. Ale słuchajcie, strasznie się martwię czy krem wyjdzie, dekoracje itp. No i jeszcze kila ciast, ale rozpiska działania już gotowa, więc działka na bok i do roboty w kuchni

(trzeba raz jak paniusia paznokietki i dłonie mieć nienaznaczone ziemią i ogrodnictwem).
