No i tak nie do końca się zgodzę. Mieszkam wysoko i słońca jest dużo, fakt. ALE: działkę mam 600 metrów niżej

Poza tym tutaj suche lato = brak opadów i wieczna mgła. No, z prawej mamy jedno morze a z lewej drugie. I niby daleko (choć z okna widać) ale mgła, rzadsza czy gęstsza, jest codziennie. Czasem rano, kiedy zawieje od Adriatyku, nawet śmierdzi gnijącymi wodorostami zupełnie jak nad Bałtykiem

Więc dobrze wiem, co to jest szara pleśń. Tutaj wiosną leje niemal codziennie. Cały kwiecień, maj, często i czerwiec. A od 20 maja pomidory w gruncie... No właśnie tak późno, bo wcześniej się nie da. W zeszłym tygodniu sypał u nas śnieg. Jeśli opóźni się nadejście letnich upałów, to pierwsze grona wypadają. I wiem też co to jest galopująca sucha zgnilizna wierzchołkowa. Mimo, że 2 metry pod ziemią mam skałę wapienną. (pH ziemi 7,88 ) No bo jednak lato bez opadów... a działka w takim miejscu, że podlewam tylko kilka razy w sezonie, bo innej możliwości nie ma. (Nie pasi mi wydanie kilku tysięcy ? na odwiert studni). Do tego poparzenia od słońca, bo jeśli w cieniu jest ponad 40 stopni, a pomidory rosną w otwartym gruncie...
Uprawa w gruncie bez oprysków nie znaczy, że pomidory żadnej choroby nie widziały. Po prostu godzę się na więcej pracy i na utratę części plonów. Sadzę nieco więcej, bo wolę część wyrzucić niż jeść chemię. No i potem zawsze mam nadmiar... ale tu już wychodzi moje nieopanowane chciejstwo na widok tyyyyylu odmian, których jeszcze nie jadłam. Więc zakładana na początku okresu siania "nadwyżka przeznaczona na ewentualne straty" zazwyczaj na koniec jest pomnożona przez... no kilka razy
EDIT: zapomniałam napisać, że tu ludzie pryskają pomidory. To nie tak, że tu nie ma chorób. Po prostu uparłam się nie pryskać.
Poziomki uzyskujemy przez przewracanie pionków.