Dziewczyny

ogólnie - staram się naprawdę bardzo bardzo ich nie rozpieszczać, ale wiem, że czasami muszą sobie pobrudzić łapki, i że nie nauczą się kroić ziemniaczków bez noża - a na mają zawsze wielką ochotę

Więc cierpliwie naklejam plasterek jak coś się zdarzy, i tłumaczę, że nóż ostry, tak trzeba trzymać a one z radością tną dalej

Ale dzięki temu nie mają dwóch lewych do roboty rączek. Pięciolatka wycięła mi np. z bloku technicznego sama jakieś 30 kółek na choinkę, do pawich oczek, i naprawdę zrobiła to bardzo starannie, a potem sami je sklejali poukładane w kolejności

To są super chwile...
Ale wczoraj na kolacji, w wyniku prawdopodobnie zimowego deficytu, pobiły się prawie o pół brokuła, i każdemu było mało (tata pierwszy szybko swoją porcję pochłonął) a ja w końcu zjadłam dwa ogryzki z głąba

a im dalej było mało...
To nie znaczy, że dostają tak mało warzyw, tylko ich zapotrzebowanie jest tak duże. Np wcześniej na podwieczorek po chlebie z nutellą zażyczyły sobie marchewki, i bawiąc się w dzikie króliki pożarły prawie dwie całe ogromniaste marchewy
niech mi ktoś powie, że dzieci nie lubią warzyw
Idę zatem strategicznie rozważać warzywniak
Warzywkom w ogródku mówimy zdecydowane TAK.
Alem się dziś rozpisała