Krysiu, poidełko jest wyżłobione w dużym kamieniu. Byłam przy tym jak powstawało i nie wyglądało, żeby było bardzo skomplikowane, raczej bardzo głośne i po wszystkim eM sam wyglądał jak żywy kamień, cały był pokryty pyłem

Ptakom chyba pasuje, bo często do niego przylatują, ale nie tylko one, działkowe koty raczej też z niego korzystają. Czasami naleję wody wieczorem, a rano już nie ma ani kropelki, ptaki raczej nie mają takiego pragnienia. W tym roku rzadziej brakuje wody w poidełku, to chyba się jeszcze o nim nie zwiedziały.
Na pogodę nie mamy wpływu, ale zawsze lepiej, jak nam podpasuje. Ale i tak super, że na spotkanie u Marty była jak marzenie, nie możemy narzekać, bo to był gwóźdź urlopu

Taczka była jakaś felerna, bo to już drugie kółko, w którym pękła nie tylko dętka, ale cała opona. Teraz eM kupił duże, piankowe i już nie ma z nią problemu. A jakie ładne, całe pomarańczowe.
Żółty kwiatek, to złotnica. Jeśli nie masz, to chętnie się podzielę, bo już zrobiła się zbyt duża i będę ją zmniejszać. Więc jakby co, to tylko daj znać
Edwardzie, wystarczy mi to, co wymieniłeś. I może deszczyk od czasu, do czasu. Dziękuję
Basiu, uwierz mi, że to było gorsze niż jelitówka
Aniu, moje czosnki w większości są średniej wysokości, kilka mam niskich i tylko jedną kępkę wyższych. Ale z nimi to chyba może być różnie, bo kiedyś dwa w pierwszym roku wybujały mi na jakieś dwa metry, musiałam je podpierać, żeby mi się nie połamały

A w następnym roku były już normalnej wysokości i nigdy więcej tak nie wystrzeliły.
Na taka dalię trafiłam w jednym z marketów, to sobie kupiłam. W ubiegłym roku takie były na klombach w parku, tak mi się spodobały, że nie bacząc na monitoring, wycięłam jej kilka listków i próbowałam ukorzenić, ale niestety nic z tego nie wyszło. Dlatego teraz się nie wahałam i kupiłam. Mam jeszcze druga taką, ale z innymi kwiatkami

Niedziela, mimo iż spędzona w pracy, należała do przyjemnych. Dziękuję
Marysiu
czyli krowie złotko było świeże
Na tym interesie, to ja się niestety nie znam i zawierzyłam eMowi, a teraz drżę o moje pomidorki

Niech no, tylko coś im się stanie, to już ja się z nim policzę. Miałam co do niego wątpliwości, ale twierdził, że takie jest ok, to zapodałam. W najbliższym czasie się przekonam, czy uda mi się zjeść własnego pomidora, czy będę musiała obejść się smakiem.
Kręgosłup na razie mi nie dokucza, tylko czasami jak przesadzę właśnie z pracami na działce. Tym razem nic mi nie było, tylko zmęczyłam się straszliwie.
Przyglądałam się skoszonej różyczce i wydaje się, że z gałązki wypuszcza nowe listeczki

Za troskę
Iwonko, od razu zrobiło mi się lżej, jak przeczytałam ile sama się nanosisz

Ale tak zupełnie poważnie, to dla Twoich pleców nie jest dobre rozwiązanie. Powinnaś mieć jakiś wyciąg tylko robić "psrtyk" i wiaderko wędrowałoby w górę.
Ciekawe jakie to lato będzie, bo jak na razie, to zapowiada się tak sobie
Ja to chyba mam gdzieś zapisane, że spokojne życie, to nie dla mnie. W piątek i w sobotę wybrałam się na działkę, mimo iż wiedziałam, że nie zrobię zbyt dużo, bo jednego dnia byłam przed nocą, a drugiego po. Ale zawsze lepiej zrobić chociaż mniej, niż nic

W czwartek droga na działkę zajęła mi dwie godziny, chociaż każdego innego dnia jadę nie dłużej niż 50 minut. Wymyśliłam sobie, że napompuję koła w rowerze i w tym celu zajechałam na stację benzynową. Robiłam to nie po raz pierwszy, więc wiem jak to się robi, a tymczasem, zamiast napompować, to spuściłam sobie powietrze. Pracownik stacji powiedział, że jest sam i pomóc mi nie może. Na szczęście powierza zostało mi na tyle dużo, że mogłam podjechać do następnej stacji, ale tam sytuacja się powtórzyła, z tym, że tym razem miałam już kompletnego flaka. Babeczka na stacji wyskoczyła z takim samym tekstem, że jest sama, na co ja, że jest napisane, że w razie problemów poprosić o pomoc, to przyszłam, bo tej pomocy potrzebuję. I tu wyszło, że nie do końca jest sama, bo na wrzaśnięcie: Edytaaaaaaaa, jesteś"? były już we dwie. Okazało się, że po prostu te pompowacze, czy jak je tam zwą, są po prostu nie całkiem sprawne i jedna osoba musi je trzymać przy wentylu, a druga wcisnąć guziczek

Kiedy koła miałam w końcu napompowane spokojnie mogłam ruszyć dalej.
Miałam już nastawiony syrop z pędów sosny, ale wyszedł mi za słodki, chciałam więc jeszcze dozbierać pędzików. Podjechałam do znanego sobie sosnowego lasku, zsiadłam z roweru i zrobiłam jedno pociągnięcie nosem i już wiedziałam, że tu coś strasznie śmierdzi. Śmierdziało padliną i to tak okrutnie, że robiło się słabo i nawet przyszło mi do głowy, żeby się wycofać, ale musiałam sprawdzić co to jest. Na szczęście po kilku krokach natknęłam się na padłego lisa

Oczywiście na szczęście dla mnie, a nie dla tego nieszczęśnika.
Musiałam przejść dalej, żeby nie czuć przykrego zapachu i zebrać sosnę. Czasami się zastanawiam, czy można tak bezkarnie zbierać pędy, czy jednak jakbym natknęła się na straż, to musiałabym zapłacić mandat?
Na działeczce musiałam odreagować po rannych przeżyciach, dlatego pokręciłam się trochę bez celu a następnie wypróbowałam nowe nożyce elektryczne do cięcia trawy. Całkiem fajnie się sprawdziły

Do robienia kancików nie mam cierpliwości, a z kolei ciągle mnie wnerwiają sterczące wszędzie trawy, tam gdzie nie sięgnęła kosiarka.
Nie było szans, żebym wróciła na trzynastą, jak zwykle przed nocą. W domu byłam dopiero przed czwartą i już nie zdążyłam się położyć, a szkoda, bo nocka nie była łatwa. Rano, zamiast wrócić do domu i odespać, to ja znowu na działkę. Jednak po takim wysiłku nic nie przychodzi łatwo. Szwendałam się bez celu, robiłam zdjęcia, posadziłam trawy, na które ktoś rzucił czapkę niewidkę i dopiero zdjął tego dnia, coś tam wypieliłam, ale zdecydowanie robota nie paliła mi się w rękach
Wieczorem, i to raczej wczesnym, padłam jak nieprzytomna i spałam aż do rana, czyli do piątej, bo znowu szłam na cały dzień do pracy. W takim systemie, oczywistym było, że chłopaki będą musieli obiadem znowu zająć się sami
Miłych snów
