Ewa: proszę uprzejmie
Ostatnio chcąc kotom zadośćuczynić siedzenie w 4 ścianach zasadziłam trawkę w misce.
Trawka wyrosła, więc postawiłam toto na parapecie obok karmy... nie wzięłam jednak pod uwagę zamiłowania Mariana do porządku.
Któregoś pięknego dnia z rana siedzę więc w kuchni pijąc herbatę i usiłuję ogarnąć zagadnienia trudnością zbliżone niemalże do tematów z fizyki kwantowej - czyli jak mam na imię, jaki jest dzień tygodnia i co za kretyn wymyślił pociąg o 7.15 i co tak szura tym plastikiem o tak nieludzkiej porze, gdy nagle z dużego pokoju dobiega mnie łoskot.
Dosłownie pół sekundy później, z wielkim poślizgiem wypada z wirażu Marian, hamuje niemalże z piskiem, robi minę ze szreka z wymownym błyskiem w oku "ojoj, coś się popsuło".
Cóż mi pozostało, wzięłam zmiotkę, szufelkę, poszłam do dużego pokoju, zmiotłam nieszczęsne resztki trawy wymieszane z ziemią, zabiłam wzrokiem asystującego mi dzielnie Mariana, umyłam podłogę... i poszłam na pociąg o 7.45
sara44: zdarza mu się, ale to nie kwestia tego, że nie umie, tylko tego, że ma kiełbie w łbie. Z resztą - bardzo grzecznie po sobie sprząta
