Witam po blisko dwudniowej przerwie... mam nadzieję, że nie jesteście aż tak bardzo zmęczone jak ja. Nie mam na nic siły, nie wiem czy wychodzi ta praca (kopanie) chyba nie na moje siły, czy dopadła alergia, oczy szczypią, pogryzły mnie meszki, noga spuchła okropnie, ale dość narzekania. Wczoraj dokończyłam plewienie skalniaczka, ech te mlecze! Dziś wreszcie mogłam kupić jednoroczne, ech... w sklepie zawrót głowy! W końcu padło na pelargonie, tym razem angielskie na murek przy ganku i do wiszącej doniczki:
no i na okna kuchenne i z przedpokoju, te zwykłe, zwisające pełne, kolorów tyle, że nie mogłam się zdecydować...
Kupując pelargonie musiałam sobie jakoś poprawić nastrój. Przyglądałam się moim trawkom nieziemsko zaniepokojona. Byłam wczoraj u koleżanki, od której dostałam kiedyś miskanta olbrzymiego... Niestety, to samo. Wszystkie moje najśliczniejsze trawy wymarzły!!!

U tej koleżanki też. Ostatnio myślałam, że coś tam z boku wypuszcza, okazało się, że to chwaścior. Kurcze, a byłam już taka dumna z tego kącika. Cała rabatka do przerobienia. Złapałam doła jak nie wiem. Na dodatek obiecałam Reni, że odbudujemy jej trawy, a teraz co jej mam dać? te wymarzłe wygniłki?Została tylko ta srebrna wydmowa i jakaś chyba mozga, resztę szlag trafił. Nawet nie mam koncepcji co by tam posadzić, nie dość, że z górki, to jeszcze ziemia do niczego, prawie sama glina... chodzę z płaczem na końcu nosa.
Pozdrawiam Was pomimo wszystko serdecznie, a może Wy pomożecie, co tam wsadzić?