Aniu, miło mi Cię powitać

Tulipanki dopiero zaczynają, chociaż chyba najbardziej będą u mnie widoczne właśnie te botaniczne. Mam ich całkiem sporo i jak do tej pory kwitną chętniej niż te duże. Tych drugich też będzie kilka, ale w ubiegłym roku żadnego nie dosadziłam, a te które są, kwitną różnie. Takich tłuściutkich hiacyntów mam tylko kilka, reszta wygląda jak chude świerczki. W tym roku, oczywiście jak mnie pamięć nie zawiedzie

, to wykopię cebulki, zasuszę i na jesieni posadzę ponownie. Na hiacynty takie zabiegi lepiej działają niż na tulipany, a przynajmniej takie mam obserwacje. Wiosna nareszcie się rozpędza, chociaż jakoś przesadnie się nie stara
Martuś, moja wiedza o dzieleniu ciemierników jest czysto teoretyczna, bo sama nigdy tego nie robiłam. Znalazłam taką radę:
Rozmnażanie ciemierników nie jest trudne
Było jeszcze dodane coś takiego:
Możesz je także podzielić późnym latem, ale termin wiosenny jest lepszy. Wiosną, po kwitnieniu (najlepiej w maju) wyjmij kłącza z ziemi, usuń wszystkie pędy kwiatowe i wymyj pozostałości ziemi pod bieżącą wodą.
Czyste korzenie rozdziel palcami, by zobaczyć nowe kiełki ukryte wśród starych korzeni. Młode powinny być jasnobrązowe i gdzieniegdzie poprzeplatane starymi w czarnym kolorze. Młoda sadzonka powinna mieć 3 pąki.
Zasadź nowe rośliny do pojemników lub w ogrodzie i stale je podlewaj. Po roku uprawy w pojemniku przesadź na miejsce stałe wiosną.
Taką wiedzę bez problemów znajdziesz w necie, a ile jest warta, przekonamy się w maju. Któraś z dziewczyn pisała, że ma bardzo duże korzenie, swoich nigdy nie ruszałam, to nie wiem. Właściwie do niedawna miałam jedynie jednego ciemiernika, ale od kilku lat pomaleńku ich przybywa i w tej chwili mam ich siedem. Tylko trzy większe, a reszta mniejsza lub mała. Mam jeszcze jednego, którego reanimuję już kilka lat i chyba wreszcie coś się zaczyna z nim dziać, bo ostatnio wypatrzyłam bok jednego, wiecznego liścia, maleńki kiełeczek

A ten ostatni ciemiernik, to dany z

, dlatego jest taki piękny.
Bujanki, jak wreszcie je rozpoznałam, widuję co jakiś czas, a one chętnie mi pozują. Chociaż stanowczo zbyt szybko machają skrzydełkami, trudno za nimi nadążyć
Na moim trawniku sieją się jedynie chwasty, a na nie uważać nie trzeba. Filip na pewno wolałby róże bez kolców, żebyś słyszała jak soczyście się wtedy wyraża

Najpierw chciałam się najeżyć, że jak to źle zdjęcia podpisuję? Ale zanim zdążyłam, to zajrzałam do netu i cóż, miałaś rację
To mówisz, że chude jest piękne? W takim razie muszę iść na dietę
Lucynko, też mam loggię, ale siatki nie mogę zawiesić, bo ja po prostu muszę dokarmiać sikorki i wróble. Inaczej się nie da. Na razie zakończyłam dokarmianie, maluszki w tej chwili już sobie bez problemu znajdą jedzonko, a gołębie chyba się zorientowały, że już się tutaj nie najedzą i przylatują sporadycznie. Dodatkowo wetknęłam w doniczki dwa opakowania patyczków do szaszłyków, to sadzonki póki co mam bezpieczne, ale nerwa mi zepsuły. Na szczęście Tata uzupełni moje braki o dwa Fiutki

, których do tej pory nie miałam.
Kochana, nie tylko pojechałam na działkę, ale nawet naładowałam się pozytywnie, odwaliłam kawał roboty, a na dodatek zdobyłam dwa nowe pierwiosnki

Zdjęcia jednak będą dopiero następnym razem, bo z tego wszystkiego zapomniałam je uwiecznić.
Całe szczęście, że napisałaś o daliach, bo nie miałam pojęcia, że takie sztuczki trzeba z nimi robić. Ścięłam nie tylko swoim, ale i tym, które dałam Rodzicom. A ciemne listki będą chyba miały wszystkie, ale bardzo późno ściemniały im łodyżki. Co poniektóre mają już i ciemniejsze listki, tak więc niepotrzebnie nasiałam paniki, jak nasion na wiosnę

Tym razem z życzeniami trafiłaś w dziesiątkę, właśnie tak było
Halinko, dużo tańsze są ciemierniki w marketach i naprawdę czasami można tam dorwać prawdziwe perełki
Z drzewiastą piwonią próbowałam kilka razy, to znaczy z jedną kilka razy. Chodziłam z nią po całym ogrodzie, co dwa lata przesadzając gdzie indziej, bo nigdzie rosnąć nie chciała, aż w końcu zagnieździły się w jej korzeniu czerwone mrówki i zeżarły ją do cna. Na pewno masz szczęśliwszą do nich rękę, co zresztą widać po Twoich dotychczasowych piwoniach.
O, to właśnie Ty jesteś tą dziewczyną, która pisała o przesadzaniu ciemierników. I to na dodatek u mnie

Ten żółty kwiatek, to jest pełny narcyz. Wypatrzyłam go kiedyś u Marysi i jak tylko dorwałam go w sklepie, to już z rąk nie wypuściłam
Pieląc rabatki, znalazłam taką cebulkę. To jest niesamowite, jaką miała chęć do życia
Kasiu, ktoś mnie ubiegł

Kilka dni później już go na drzewie nie było. Aż żałuję, że nie widziałam całej akcji, bo musiała być interesująca. Koszyk wisiał na drzewie kilka metrów od brzegu i kilka metrów nad wodą.
Danusiu, jeszcze do niedawna też żyłam w przeświadczeniu, że bujanek u mnie nie ma. Dopiero ze dwa lata temu przekonałam się, że jednak są, tylko ich nie potrafiłam dostrzec

Moje gołębie się mnie nie boją, co je postraszyłam, to za chwilę znowu były. Z żalem serca zlikwidowałam na razie dokarmianie sikorek i już nie przylatują tak często. Musiały się zorientować, że skończyła się wyżerka i nie mają tu czego szukać. Mam nadzieję, że do zimy zapomną i już nie będą wracać, bo będę miała kłopot

Nie zawracaj sobie głowy wyrzutami sumienia, przecież nikt mnie nie zmuszał do wysłania paczuszki. Widać taka miałam potrzebę serca.
Nie wiem dlaczego zdumiała Cię uroda pierwiosnków, wszystkie mam ładne, a że Tobie w ubiegłym roku spodobały się te najładniejsze, to co miałam robić? Dałam

, ale nie bierz do głowy, miałam z czego dzielić i jeszcze nawet naddatki dla innych chętnych zostały. Bardzo mi miło, że sprawiłam Ci radość, miałam podobną dzień wcześniej, rozpakowując paczuszkę od
Lodzi- Lancety
Ostrogowiec ma ciemnoróżowy kolor i jak zauważyłaś, ogromne korzenie. Całe szczęście, że na działce zupełnie niespodziewanie pojawił się eM i wykopał mi karpę, bo sama nie dałabym rady. Kępa była już ogromna i najwyższy był już czas, żeby ją podzielić. Z Phigeliusem nie robię nic, tylko co jakiś czas usuwam nadmiar. Przez kilka lat siedział grzecznie, a teraz wypuszcza już rozłogi, ale nie są one uciążliwe. Dzwonek jest biały i pełnię urody zdobywa dopiero po kliku latach, tak więc bądź cierpliwa, bo warto.
Taki narcyz zakwitnie tylko jeden. Reszta wysiliła się jedynie na szczypiorki
Ewelinko, jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach

Wyżyłam się na działce i znowu mogę czekać na lepsze dni. Nawet mi nie przeszkadza, że znowu zrobiło się zimno. Obym tylko w złą godzinę nie wypowiedziała, bo w prognozach jak zwykle źle się dzieje. Jednak dzisiaj dostałam taką dobrą wiadomość, że nie zważam na to.
Czerwony Kapturek już się zorientował, że zgubił koszyczek
Marysiu, zamówiłam Domino i Andre Charlier i to drugie dostałam w dwóch egzemplarzach. Domino zakwitnie na pewno, a przy Andre na razie kwiatów nie widać

Ze sprzątaniem altanki na razie się nie spieszę, poczekam na bardziej sprzyjające dni. Nawet ostatnio miałam się za nią zabrać, ale było tak zimno, że machnęłam na to ręką i wróciłam do domu. Nie chciało mi się moczyć rąk przy takiej pogodzie.
Nornic u mnie raczej nie ma, dlatego przestałam sadzić cebulowe w pojemnikach. Chociaż jak przychodzi do wykopywania cebulek, to tego żałuję. Cebulki z roku na rok są coraz głębiej i jak chcę, to nie mogę się do nich dostać.
Myślisz, że wiosna już była

?
Soniu, chyba będę musiała znowu wejść pod stół i odszczekać, chociaż tym razem wystarczy jedno cichutkie szczeknięcie

Krasawica Moskwy pod moją ubiegłoroczną nieobecność, wystrzeliła za dwadzieścia centymetrów w górę i teraz już
sięga brodą ponad stół Jak już się odrobinę ruszyła, to może teraz nareszcie dojdzie do niej, po co ją do siebie sprowadziłam

Co do Filipa, to na pewno się dogadamy
Jadziu i u mnie wcale nie ma szczególnie dużych kęp tulipanów. Jedynie botaniczne jakoś sobie radzą, a reszta raczej wegetuje. Powinnam większość wykopać i na jesieni posadzić nowe, ale chyba jeszcze w tym roku się za to nie zabiorę. Zresztą ja strasznie nie lubię sadzić cebulowych i wymiguję się od tego jak tylko mogę

.
Kokorycze sprawiły mi ogromną przyjemność, co jestem na działce to przyglądam się tym maluszkom. Do tej pory znałam je jedynie z Waszych ogrodów, a teraz mogę się nimi zachwycać w swoim własnym ogródku
Bujanki są dla mnie łaskawe i wcale nie wymagają, żebym przed nimi klękała. Grzecznie czekają aż się trochę powyginam i cyknę im fotkę. Ciekawe jak długo będą miały dla mnie cierpliwość
Nareszcie pogoda chociaż przez kilka dni dopisała. Mogło co prawda być dużo lepiej, ale już tak jak było, zupełnie mnie zadowoliło. Ranki były chłodne, ale w ciągu dnia temperatura rosła, czasami nawet tak, że zdejmowałam bluzę i zostawałam w bluzeczce na krótki rękaw.
Jak tak teraz pomyślę, to szału jakiegoś nie było. Na działce byłam raptem cztery razy, ale dałam radę tyle zrobić, że już jestem pewna, że ze wszystkim się wyrobię, tym bardziej, że dzisiaj się dowiedziałam, że przed powrotem do pracy muszę wykorzystać zaległe urlopy, czyli całe 29 dni

W poniedziałek, w drodze na działkę, zajechałam do swojego młodego lasku sosnowego po surowiec. Tak jak mój eM, pomyślałyście, że na syropek? Nie tym razem...Zbierałam pączki sosnowe na sosnowe mydełko

Nalatałam się po lesie, bo mimo iż materiału w bród, to nie chciałam ogołocić dokumentnie drzewek, tylko z każdego uszczknąć po odrobinie. Dzięki temu już od lat chodzę w jedno miejsce, a sosenki rosną jak ta lala. Chyba jednak już niedługo będę musiała poszukać innego młodniaka, bo drzewka robią się coraz wyższe i już coraz trudniej jest mi sięgnąć do gałązek. W tym roku zmieniły się moje priorytety, syrop piłam tylko ja, a mydełek będziemy używali wszyscy.
Po bieganiu po lesie, zamiast trafić prosto na działkę, zajechałam jeszcze do sąsiadki, podtrzymać dobrosąsiedzkie stosunki

I oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wycyganiła dwóch nowych pierwiosnków. Zdjęć oczywiście nie zrobiłam, ale to jest do nadrobienia w najbliższym czasie. Oba są niby zwykłe, ale dla niezwykłe, bo takich jeszcze nie miałam.
Dość raźno jak na siebie, zabrałam się do pracy. Pełłam, wyrywałam, kopałam, ale i włóczyłam się po działce bez celu. Tego dnia zrobiłam chyba najwięcej, ale musiałam sama siebie hamować, bo wracać miałam dopiero wieczorem, razem z eMem, który przyjechał po pracy zapakować do wora wszystko to, co do tej pory wydrapałam z rabat, no i całą górę z kompostownika. eM jak zobaczył ile tego jest, to zrobił jeszcze segregację i dużą część spalił w kominku. Gdyby nie to, to metrowy worek sześcienny (czy ja to dobrze napisałam

) byłby za mały, żeby to wszystko pomieścić. W następnym tygodniu, jeśli pogoda pozwoli, to firma zabierze wór i będzie już jako tako.
Przez te kilka dni, wyłączając środę, udało mi się całkiem dużo zrobić i teraz już naprawdę widać postępy. Zostały mi jeszcze trzy rabaty i będę mogła zaczynać od początku

W środę miało być jeszcze przyzwoicie i rzeczywiście początek dnia nie wróżył takiego końca. Już od rana było w miarę ciepło, na tyle, że po drodze rozpięłam bluzę i wcale nie było mi zimno. Do posadzenia miałam dalie, nie chcę sadzić ich od razu na rabaty, bo przy okazji na pewno coś poniszczę, a z kolei nie chcę czekać aż do połowy maja, aż wszystkie rośliny się ujawnią, bo już zaczynają rosnąć i mogą mi się zmarnować. Źle się w tym roku przechowały, częściowo zgniły, porozpadały się na kilka części i z chyba czternastu schowanych jesienią, raptem zrobiło mi się ich osiemnaście i już sama nie wiem, gdzie je wszystkie posadzę. A w domu mam przecież jeszcze pięć od Florka i jedną, przeogromną od Lodzi-Lancety

Chyba mnie rozum w tym roku opuścił, a nawet mam wrażenie, że jeszcze nie wrócił, ten, co poszedł sobie ode mnie już dawno. Wychodzi na to, że muszę się udać na jego poszukiwanie, bo inaczej, źle to widzę.
Wystarczyło zaledwie kilka dni, a moje zapatrywanie zupełnie się zmieniło. Nareszcie się napracowałam, naładowałam akumulatory i w miarę spokojnie będę czekać na kolejną poprawę pogody. Oby tylko niezadługo, bo do cierpliwych raczej nie należę

W domu zakwitła szałwia Amistad, zupełnie się nie przejmując, że wychodzi przed szereg
Miłego weekendu
