Danusiu-dziękuję Kochana za wsparcie

Z tym odwodnieniem to u nas jest tak pół na pół. M zrobił odpływ z dachu i rynien do rowu melioracyjnego plus dodatkowo cały mój teren został zdrenowany x lat temu. I te dreny działają bo gdy jeden z nich uszkodziliśmy podczas wstawiania szamba to woda z niego lała się strumieniem. Myślałam że to plus niewielkie podniesienie terenu wystarczy, ale najwidoczniej nie

Najgorsze jest, a może raczej szczęście w nieszczęściu że woda stoi tylko na jednej części mojej głównej rabaty, ale za to tam gdzie są cebulowe i ten mój nieszczęsny hibiskus na którego chuchałam i dmuchałam. Ta cała rabata była pod 1,5 metrową warstwą śniegu, która zaczęła się topić. Ziemia jeszcze dobrze nie rozmarzła (chyba, chociaż kawałek dziś przekopałam

i woda po prostu nie ma ujścia

A śniegu jeszcze góra. Spróbuję jutro jakiś kanał trochę wykopać, może coś zejdzie. Ech...u mnie ostatnio ciągle wszystko idzie jak po grudzie. Ale z drugiej strony nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło-i tego będę się trzymać

Zastanawiam się nad wykopaniem tego hibiskusa i przeniesieniem w inne miejsce, albo przetrzymaniem do maja w doniczce w nieogrzewanym, jasnym garażu. On jest maleńki-ma z 8 cm, ale teściowa mi go pięknie ukorzeniła-cała doniczka gdy go wkopywałam była pełna korzonków. Kurcze-brak mi doświadczenia kompletnie z roślinami w takich ekstremalnych warunkach.
Cześć
Mirello, szkoda, że wpadłaś do mnie w takich niesprzyjających okolicznościach, ale bardzo mi miło, że przeczytałaś mój wątek i się odezwałaś

Zapraszam zawsze gdy tylko będziesz miała ochotę

No właśnie liczę na to, ze azalia ze swoimi sztywnymi, grubymi pędami przetrwa. Generalnie przemarznąć nie powinna nawet nieokrywana, ale ja się bardziej boję tego, że 1,5 metrowa warstwa śniegu-plus dodatkowa warstwa śniegu, którą narzucił na nią mój M podczas odśnieżania ścieżki (zanim się zorientowałam to było po ptokach) zniszczyła ją mechanicznie, lub utrąciła pąki. No cóż-na razie czekam. Ale, że doczekać się nie mogę to planuję jutro ten śnieg rękoma odgarnąć.
Maju 
Oj tak słoneczka i wiatru by się przydało bardzo dużo:) Z tym potraceniem przez ludzi całych dobytków przez powodzie to masz rację. Też tak w zeszłym roku się pocieszałam, a raczej próbowałam przywołać do porządku swoje załamanie po utracie dalii (od teściowej

, a teraz znów mi dała-chyba je w donicach posadzę, bo głupio będzie jak znów je stracę

i tak jak u Ciebie-po utracie wszystkich wschodów w warzywniku. No ale mimo wszystko, mi zawsze jest szkoda jeśli tracę roślinkę. Tfu, tfu-tak naprawdę jeszcze nic nie utraciłam. Może jednak się biedaki uratują. Spróbuję coś jutro zadziałać, bo dzisiaj wyszłam tylko na chwilę, później mały wstał i zaraz było ciemno. Nie no-sama siebie usprawiedliwiam

Po prostu jak to zobaczyłam i wyciągnęłam parę biednych irysków to mi ręce opadły i miałam serdecznie dosyć tego ogródka. Poszłam się odstresować i wysprzątałam cały dom na cacy

To mnie jakoś zawsze odpręża

Nawet mały był cicho i nie marudził-chyba wyczuł, że coś jest na rzeczy
Sylwuś Dzięki za miłe słowa i za zaproszenie

. Moje również jest aktualne

Co do rowków-to jest właśnie dobry plan. Spróbuję jutro coś wykombinować. Żeby chociaż z tych cebulowych woda zeszła. Tylko, że błoto pozostanie. Pytanie czy to im nie zaszkodzi. No cóż-nie od razu Kraków zbudowano, więc i ja metodą prób i błędów może w końcu się porządnych tulipanów doczekam
Madziu Kochana jesteś

To ja się będę trzymać tego o irysach. Mam je po raz pierwszy-od teściowej of course

Wsadziłam latem niewielkie kłącza i zobaczymy, czy rzeczywiście przeżyją. Ja dzisiaj 4 takie ładne wykopałam z tej mojej brei i przesadziłam w inne miejsce. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, bo miały baardzo ładne, długie korzonki, może rzeczywiście tylko im zaszkodziłam. Ech. No cóż-uznajmy to lutowe przesadzanie za eksperymentalne i poobserwujmy co się będzie działo z czysto badawczego punktu widzenia
