Witaj,
Alu!
Miło mi, że wpadłaś
Chwilami nie mam już sił na te problemy z nauczycielami. Teraz nie mam czasu, ale kilka lat temu zajmowałam
się zawodowo współpracą z rodzicami dzieci tzw. "trudnych" - to słowo z coraz większym oporem przechodzi
mi przez gardło

Te kilka ostatnich lat ścisłych kontaktów ze szkołami uświadomiło mi, że nie ma dzieci
trudnych! Są trudni dorośli. Obszerną pracę naukową można by napisać na ten temat posługując się niezliczoną
ilością przykładów bezdennej głupoty i lenistwa tych, od których tak wiele zależy w życiu naszych dzieci. I choć
sama studia podstawowe kończyłam na Pedagogice - nie przyznaję się do tego zawodu z racji własnej i
ogólnej opinii o tym środowisku wśród rodziców, z którymi współpracuję. Nie chcę urazić tych nauczycieli,
którzy serce wkładają w swój zawód: i nie chcę uogólniać, bo byłoby to niesprawiedliwe. Pewnie, że ogromna większość nauczycieli nie jest pedagogami, a w szkole znalazła się przez przypadek, czyli tzw. selekcję negatywną: to tym
bardziej zatrważa, bo mają przemożny wpływ na powodzenia (a częściej niepowodzenia) szkolne naszych dzieci. Niestety.
Pamiętam, jak na glottodydaktyce koleżanki - nauczycielki oburzały się na stwierdzenia prof. Rocławskiego:
"
jeśli nie potrafisz zejść do poziomu dziecka które nauczasz, wniknąć w jego sposób myślenia, zrozumieć procesów
zachodzących w jego młodziutkim umyśle, pojąć, że w każdym z nich odbywa się odmienny proces dojrzewania do
przyjmowania wiedzy objętej programem szkolnym, że jest na innym, indywidualnym etapie rozwoju związanym
bezdyskusyjnie z jego dotychczasowym doświadczeniem, nabytymi umiejętnościami, warunkami rodzinnymi i
środowiskowymi - to łapy precz od dzieci!" To zatrważające, ale tak właśnie przedstawia się stan wiedzy nauczycieli (dla przedmiotowców to krótki kurs z pedagogiki, liźnięcie "psychologii rozwojowe i koniec na tym). Każdy
kontakt z nauczycielami "naszych" dzieci potwierdza powyższe stwierdzenia. Jak doświadczona nauczycielka może żądać od rodzica ćwiczeń na czytanie "globalne", skoro dziecko ma poważne trudności w zakresie łączenia głoski z literą, nie mówiąc już o zaburzonym procesie syntezy i analizy słuchowej, choć słuch fonematyczny ma ok! Rozróżnia brzmienie głosek, ale pamięć operacyjna jest na kiepskim poziomie. Nawet znajomość bierna liter jest dyskusyjna. Bo choć na moją prośbę wskazuje odpowiednie litery, przy powtarzaniu tych ćwiczeń już je myli. Czeka nas ciężka tyrka: z Łukaszem było to samo, tylko że jego zachowania kwalifikowały go do nauczania indywidualnego, więc dano mu spokój w robieniu "znaczących" postępów.
Ten wątek z powodu moich osobistych, że tak to określę: "rodzinnych" problemów stał się off-topikowy.
Nie chciałabym, by na tej podstawie został przeniesiony do odpowiedniej części forum. Powinnam raczej
otworzyć tego typu dyskusję w innym wątku, ale że byłoby to jedynie bicie piany, dam sobie na luz
Żeby zmienić temat pokażę Wam wizualizację, jaką udało mi się opracować przy pomocy programu, jeśli przeżyją moje
cyprysiki. Tak to powinno wyglądać po ok. 5 latach (?)

Nie udało mi się wkomponować w ten róg rosnącej tu gruszy, która jest wysoka, gęsta i daje wyśmienity cień.
Dlatego nie chciałam jej stąd wycinać. Dopiero, gdy za kilka lat urosną za płotem inne drzewka owocowe,
które chcę w tym roku nasadzić wzdłuż płotu. Ale to wiosenne plany.