Dorotko - litości... 5.30 poranna kawa? Ja o tej porze w czasie urlopu obracam się na drugi bok

Ale mi się żółto zrobiło

Własnym oczom nie wierzę

Poświerkowe okolice rade z obfitych opadów... no i starałam się sadzić "porządnie" Roślinkom zapewniłam dobry start, zobaczymy co powiedzą jak zobaczą ten piach, który otacza dołki które im przygotowałam.
Oglądem na ogród nie masz się co przejmować. Jak pokazuję M co poniektóre zdjęcia, to stwierdza, że to nie u nas

Nie wierzysz? No to sama zobacz, zapraszam

Za ofertę budulca dzięki, ale szkoda amortyzatorów

A... kopulaste to wiąz.
Gosiu- przykleiło się do mnie określenie
plastik fantastik i pozwoliłam je sobie rozszerzyć na te
żywotne i bezobsługowe. Tych u mnie nie za wiele, ale dziś je i te raz kwitnące błogosławiłam bo nie musiałam się nimi zajmować. A po tygodniu ciągłych opadów było co robić... Co do Bailando zgadzam się z Twoją opinią - to niekłopotliwa, ładna róża.
Walentyno- po wycięciu świerków ogród powiększył się po dwakroć

Sama sobie nie zdawałam sprawy z tego jak dużo miejsca zajmowały. Viridiflora to oczko w głowie M , ale, przyznam, że bardzo jej byłam ciekawa
Jacqueline i mnie opętała, będę się o nią usilnie starać
Grażynko - wątek zapodział się, bo i ja się trochę ostatnimi czasy zapodziałam

Wyczytuję powolutku zaległości w adorowanych wątkach. Powoli i dokładnie... Róże... dziś też wycięłam większość różanych kwiatów, nawet to co wyglądało w miarę osypało się po dotknięciu palcem...
O... na przykład Piano i Pomponella zrobiły nieapetyczne ciap... i zostały kikuty z paroma pączkami...
Na pierwszym zdjęciu James Veitch - lekcja poglądowa uszkodzeń po przędziorkach i początkach plamistości. U tej róży plamistość w genach, ale wybaczam, bo mnie zafascynowała... i fascynuje nadal. Chore liście oberwałam, sąsiadki zdrowe a przędziorki mam nadzieję wytępić. A pokaz kończy Mogador, czyli Rose du Roi ? Fleurs Pourpres. Kwiaty w drugim kwitnieniu nie są tak pełne, ale i tak piękne. Tylko jak sfotografować purpurową różę....
A co do plamistości... Tak chwaliłam Lavaglut... Zastałam dziś oba krzaczki prawie gołe... Plamistość przeszła na sąsiadki... W ubiegłym roku ta róża zachorowała mi jesienią, w trzy dni zrzuciła liście, ale szybko się pozbierała i kwitła jakby nigdy nic. Ale taki numer w lipcu? I sianie zarazy... Cóż... wzięlam widły i wykopałam... siedzi teraz w wiadrze z wodą a ja rozmyślam nad jakimś pojemnikiem dla niej. Może mogła by być różą tarasową

Tyle, że korzenie sięgały do Nowej Zelandii... W jakąś rurę ją powinnam posadzić

A solidnie opryskany William Shakesperare miał jak na razie parę plam i się trzyma. Dla niego się mogę poświęcić i sięgać po chemię, ale całego ogrodu nie zamierzam opryskiwać.
No to pogadałam i znikam. Nie wiem czy usnę, bo w głowie mam zamówienie różane
