Karo maślaczki przywędrowały od sąsiada. Chętnie bym je zaprosiła na stałe, ale to ich wolna wola co dalej zrobią. Zobaczymy.

Miło, że podobają Ci się moje dalie.
Małgosiu bo krople wody na roślinach potrafią tworzyć małe cuda. Natura jest najwspanialszym artystą.
Wanda nie porównywałabym jednak złotlina z sumakiem. Na moich mazowieckich piachach sumak się pleni bez problemu. Na działkę babci przeszedł sobie kiedyś od sąsiadki i stworzył cały zagajnik nie do ogarnięcia. Złotlin na tych moich piachach nie bardzo daje radę i nie jest ekspansywny. Jego uroda taka, że trzeba mu dać pewną przestrzeń na rozrośnięcie się - inaczej to będzie rachityczny patyk, ale dość łatwo daje się poskromić. Wszystko zależy pewnie od podłoża jakie masz u siebie.
Ja nadal wyleguję się

pod kołdrą zamiast biegać do pracy. I tak sobie wracam myślami do lata.
Jedną z niewielu roślin, które mnie nie zawiodły w tym roku był czosnek ozdobny ('Millenium"???). Nie mam pojęcia jaka to odmiana, bo kupiony u pani na targu. Już drugi rok ślicznie kwitnie i zwabia gości. Rośnie wśród mięty, której pozwoliłam tego lata zakwitnąć, sama nie wiem dlaczego.
Za to aksamitki, które wysiałam wiosną zbuntowały się całkowicie. Miałam przynajmniej trochę samosiejek.
Wśród nich jedna okazała się naprawdę szalona i postanowiła wyrosnąć tuż przy górze piasku budowlanego. Zostawiłam ją tam ciekawa, co z tego wyniknie. Przyznam szczerze, że nie wierzyłam w jej sukces, bo przy piachu i na piachu to już pewna przesada, a tu proszę - dała radę!
Mam trochę takich dzielniaczków co roku, co pchają się w różne dziwne miejsca. W tym roku zostawiłam też małe dziewanny między skrzynkami warzywnymi. Przeszkadzały w chodzeniu, ale za to ślicznie zakwitły.
Tuż obok czosnków tak mi jakoś dziwnie kwitła szałwia.
Bardzo kiepsko też kwitły nagietki. Nie zrobiłam nic inaczej niż w zeszłym roku, a efekt diametralnie różny. I pomyśleć, że marzył mi się łan nagietków.

Zauważyłam też, że z moich własnych nasion wzeszły gorzej niż z kupnych. Pewnie zrobiłam jakiś błąd zbierają albo przechowując... Jak wy to robicie?
Kiedy byłam na działeczce ostatni raz wyglądała mniej więcej tak jak na tym zdjęciu, czyli wszystko rozkopane "z wyjątkiem krzaczków, bo nas pani zabije".

Mąż mnie zapewnia, że wszystko przeżyło, ale kto go tam wie...
A
za ogrodową furtkę powędrowałam sobie do września. Wrześniowe, słoneczne poranki są naprawdę cudowną porą na zdjęcia. Zazwyczaj brałam psiaka i szliśmy w pola przynajmniej na godzinę, fotografując pełne rosy pajęczyny. W tym roku nie odbyliśmy takiej wyprawy. Zibi ma już 15 lat i nie miał na to najmniejszej ochoty. Ale kilka pajęczych fotek z sąsiedztwa to zawsze coś.
