Maryniu, urlop spędziliśmy pracowicie, a pogoda tylko połowicznie spełniła nasze życzenia. Pierwsza połowa urlopu była stosunkowo ciepła i ze sporą ilością słońca, za to od niedzieli nieustannie padał już deszcz. Taką samą mokrą pogodę przywiozłam do domu. Dziękuję
Lucynko
, niestety, albo i stety, tym razem było bardzo pracowicie, ale wiedzieliśmy, że tak będzie. Musieliśmy załatwić wiele spraw, ale czasu starczyło na wszystko i wróciliśmy usatysfakcjonowani, a moja ukochana ciocia może teraz trochę odetchnąć. Już jestem i w miarę możliwości będę pojawiać się systematycznie

Co prawda liczyłam, że jednak nie będę miała na to czasu i że bez umiaru będę szaleć na działeczce, ale niestety nic tego nie zapowiada. Za oknem szaro i ponuro, deszcz leje się po szybach, a na dodatek jest zimno. Jedyna nadzieja w tym, że prognozy się nie spełnią i dane mi będzie chociaż kilka dni, abym mogła przewieźć i posadzić zieloną dżunglę zarastającą mój balkon.
Krysiu, chyba jakaś
pomroczność jasna zawładnęła moim umysłem na czas spotkania
Do tej pory nie wiem, czy już jest woda na działce, ale minęły już dwa tygodnie, to myślę, że kłopoty z nią związane to już przeszłość. Chmur i ja mam wreszcie dosyć i z chęcią wysłałabym je gdzieś dalej, chociaż moje roślinki chyba jeszcze nie są nią opite do wypęku. Mam jeszcze kilka dni urlopu, to ewentualnie mogę się zgodzić na jeszcze kilka deszczowych dni. Ale tylko kilka, a potem chcę wreszcie pojechać na działkę i zobaczyć co w trawie piszczy. Już stanowczo zbyt długo mnie tam nie było.
Mam nadzieję, na kolejne nasze spotkania
Marysiu, na szczęście Gacek był bezpiecznie zamknięty w terrarium, bo papuga rzeczywiście była nieobliczalna. Chociaż chyba jednak preferowała ludzkie palce, bo wystarczyło doń go zbliżyć, a z satysfakcją się na niego rzucała

Oooo, tak....Finansowe skutki samodzielnego remontu są nie do przecenienia

Tym razem co prawda nie kupiłam żadnych roślin, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Będę miała na zaś

Deszczu jak dotąd wcale nie było tak dużo. Przed wyjazdem zaledwie kilkanaście godzin i dopiero teraz, od kilku dni pada właściwie bez przerwy. Jeśli o mnie chodzi, to mogłoby na czas jakiś przerwać, tyle żebym zdążyła zrobić miejsce na to wszystko, co mam do posadzenia, czyli na jakiś przynajmniej tydzień
Z przyjemnością spędziłam z Tobą i pozostałymi uczestnikami spotkania te kilka godzin. A ponieważ ciągle czuję niedosyt, to liczę na więcej
Aniu, lilak przywieziony oczywiście z Krakowa, nawet już nie pamiętam kiedy, tak było to dawno

Rośnie tuż pod moim balkonem i jak tylko otworzę balkonowe drzwi, to dolatuje do mnie jego zapach.
Majesty, po początkowych oporach, nareszcie zrozumiała, czego od niej wymagam. Chyba jeszcze nigdy nie miałam jej tak pięknej i życzyłabym sobie, żeby dalej też tak rosła, bo przecież to moja ulubienica
Zwierzyniec nie w całości jest nasz, papuga tylko u nas pomieszkuje. Za to żółw i ślimak, to stali mieszkańcy naszego domu.
Zimno zrobiło się okropnie, zupełnie jak nie w maju i od kilku dni leje
Wandziu, co zadziwiające, bez wcale nie ma pod balkonem doskonałych warunków. Ziemia licha, pod jej cienką warstwą zalegają gruzy i śmieci z okresu budowania budynku, ale jak widać takie warunki mu pasują

Nigdy go nie nawoziłam, tylko od czasu do czasu przycinam, żeby nie wzbił się na wyżyny. W tym roku wypuścił mnóstwo odrostów i będę musiała poprosić Filipa, żeby się z nimi rozprawił.
Mój Guernsey Cream, kupiony w tym roku i pewnie dlatego już kwitnie. Poza tym ciągle stoi na balkonie, a tam ma na pewno cieplej niż w gruncie. Skusiłam się na niego, chociaż właściwie nie powinnam, bo wielkokwiatowe raczej nie lubią mojej działki. Jednak ma sporo zwolenników, to może i ja do nich dołączę?
Elu,mam nadzieję, że do tej pory i do Ciebie doszły opady, ale może masz chociaż odrobinę cieplej? Do czego to podobne, żeby w maju było zaledwie kilka stopni na plusie? Tak dobrze zaczęła się ta wiosna, a teraz tak sobie z nami poczyna

Minęło już sporo czasu, to na pewno i pomidory masz już gruncie, a moje ciągle stoją na balkonie. Nie wiem kiedy uda mi się je posadzić, bo przez wyjazd nie mam jeszcze niczego przygotowanego. Ale w końcu pogoda musi się odmienić i dam radę się obrobić ze wszystkim.
Jadziu, u mnie róże zaczynają dużo później, a przy obecnych temperaturach, raczej nie sądzę, żeby czekała tam na mnie niespodzianka

Jednak na pewno pomaleńku wszystko się rozwija, bo na szczęście machina raz puszczona w ruch, nie zatrzyma się aż do jesieni. Sangwinarię mam, chociaż moja jest w opłakanym stanie. Muszę jej poprawić warunki lokalowe, bo zaniedbana jakaś bidula.
O pamięci nie będę się wypowiadać, bo ja wszystko zapisuję sobie już od dawna
Danusiu, to szczególny ślimak i na dodatek ma całkowity zakaz zbliżania się do mojej działki. Ostatnio rośnie jak szalony i w mig zjadłby połowę moich roślin. Już jest przynajmniej dwa razy większy od dużego winniczka
W Krakowie byliśmy półtora tygodnia, a pozostałe dni miałam nadzieję spędzić na pracy na działce. Ale chyba widzisz, co dzieje się za oknem? Nie ma szans na spełnienie planów. Balkonowe sadzonki będą musiały uzbroić się w cierpliwość, chociaż już stanowczo domagają się posadzenia na działce. Ciekawe ile jeszcze dadzą radę wytrzymać w przyciasnych już doniczkach?
Pobyt udał się całkowicie, chociaż pogoda była taka sobie. Dziękuję
Beatko, powojnik ciągle jeszcze rośnie na balkonie, już mam tam tak gęsto, że nie kogę się rozeznać, czy oby wszystko w dobrej kondycji. Wygląda jednak, że tym razem Filip nie zapomniał o podlewaniu sadzonek i jeśli tylko zmieni się pogoda, to wszystko powędruje do gruntu. Oczywiście ciągle wielką niewiadomą jest, czy na wszystko wystarczy mi miejsca, bo jak z nim u mnie jest, to już wszyscy wiedzą

Bez jest zupełnie pozbawiony opieki, ale musi jednak mnie uwielbiać, bo mimo tego zawsze odwdzięcza mi się pięknym kwitnieniem. Kiedyś eM potraktował go tak samo jak Twój sąsiad i tylko dlatego w kolejnym roku wyglądał jak
bida z nędzą.
Gacek jest naprawdę uroczy, a na dodatek to zupełnie oswojony ślimak. Je tylko to, co dostanie do terrarium, innych pyszności zupełnie nie tyka

swoją drogą, to jestem ogromnie ciekawa ile będzie zjadał, jak osiągnie swoje docelowe rozmiary? Filip chyba będzie musiał rzucić studia, żeby zarobić na jego utrzymanie
Małgosiu, niech sobie ten deszcz pada ile zechce, niech tylko zrobi się cieplej, bo ząb na ząb nie trafia, a rośliny kulą się z zimna

Poza tym ja też potrzebuję ciepła do normalnego funkcjonowania, jak jest zimno to wszystko gorzej mi przychodzi.
Tylko kilka razy widziałam u siebie jeże, w tamtym roku miałam nawet podejrzenia, że u mnie mieszkają, ale chyba jednak były to tylko takie moje fantazje. Jeżyki są urocze, chociaż przy takiej ilości kolców, wydawałoby się, że jest inaczej. Mam nadzieję, że nawet jeśli u mnie nie mieszkają, to przynajmniej odwiedzają moje zakątki i zjadają tłuściutkie ślimaki. Nawet staram się nie myśleć, ile tych ostatnich panoszy się teraz na działce. Takie warunki to dla nich raj i na pewno wykorzystują fakt, że mnie nie ma. Ale niech ja się tam tylko pokażę, to przestaną być takie pewne swego.
Będę trzymać kciuki za Twoją Majesty, ale chyba stanowczo za późno ją wysiałaś. Ona potrzebuje dużo czasu, chociaż może akurat Twoja jest mistrzynią w rośnięciu i jak dostanie przyspieszenia, to prześcignie wszystko inne? Jak najbardziej tego Ci życzę
Iwonko, tym razem musiało nam wystarczyć zaledwie posmakowanie Krakowa. Tak jednak miało być, dlatego niczego nam nie żal. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam będziemy i zażyjemy wszystkiego, na co tylko przyjdzie nam ochota. Sama już jestem ciekawa jak wygląda w tej chwili moja działka. Spuściłam ją z oka na całe dwa tygodnie, wiele na pewno przeszło mi koło nosa, ale ciągle jeszcze wiele przede mną

Papuga zdecydowanie większe zainteresowanie wykazywała w stosunku do żółwia. Ślimak był zupełnie poza jej zasięgiem, nawet nie wiem, czy miała świadomość, że on w ogóle istnieje
Cały balkon mam zastawiony doniczkami, a prognozy zapowiadają właściwy ciągły deszcz do końca pierwszego tygodnia czerwca

Susza była już straszna, ale żeby teraz sobie odbijać kilkoma tygodniami deszczu, to chyba przesada. Kiedy ja to wszystko posadzę? Mam nadzieję, że może nie będzie tak źle i do końca mojego urlopu uporam się z tym zadaniem.
Dzisiaj nareszcie wróciliśmy do domu. Pobyt w Krakowie był bardzo udany, ale jednak męczący. Pojechaliśmy głównie pomagać mojej cioci i wszystkie zadania udało się nam zrealizować, a było ich niemało. Do pracy stawiły się dwie ekipy i obie miały co robić. Dodatkowo udało nam się jeszcze wszystkim pojechać do ciocinego letniego domku i wypielić cały ogródek (panie), wykosić trawniki i uporządkować drogę dojazdową (panowie). Pogoda była taka sobie. Jeszcze w pierwszym tygodniu, pogodne ni przeplatały się z deszczowymi i chłodniejszymi, ale już od niedzieli zrobiło się bardzo zimno i deszcz padał cały już czas z niewielkimi przerwami. Kraków niestety tym razem nie był dla nas tak uprzejmy jak zazwyczaj
Z ciocinego ogródka
Jedna z ekip już w sobotę wróciła do domu, my jeszcze musieliśmy zostać, bo dla nas nie był to koniec zadań. Czasu dla siebie mieliśmy tym razem bardzo mało, ale udało nam się wybrać na krótką rowerowa wycieczkę. Trudno to nawet nazwać wycieczką, bo trwała zaledwie godzinkę, ale chcieliśmy wypróbować jazdę na elektrycznych rowerach. Wrażenia odnieśliśmy bardzo pozytywne i na pewno w przyszłości wezmę taki rower pod uwagę. Jazda pod górkę takim rowerem, to czysta przyjemność

. Byliśmy również w teatrze i to właściwie był koniec czasu wolnego. Co prawda ja miałam go sporo więcej, bo jednak wiele zadań było czysto siłowych, ale nie nudziłam się ani chwilki. W poniedziałek, przy okazji załatwiania spraw w Myślenicach, zajechaliśmy na targowisko po półkoszki. Myślę, że zgodzicie się ze mną, że to rozkoszna nazwa? Zobaczyłam je w ciocinym ogródku i po prostu musiałam je mieć. Kupiłam nie tylko sobie, ale również siostrze i mamie. Ten mniejszy jest mamy, a w samochodzie mam jeszcze jeden wypełniony roślinkami od Marty
A skoro już wspomniałam o Marcie, to nie mogę nie wspomnieć o danej mi możliwości odwiedzenia tego pięknego ogrodu i spotkania całej gromadki przemiłych osób. Śmiechom i rozmowom nie było końca, a wszystko to w zielonym otoczeniu i przy suto zastawionym stole. Pogoda postanowiła uświetnić nasze spotkanie swoją osobą i od rana było ciepło i słonecznie, jak na zamówienie

Słońce przygrzewało do tego stopnia, że obawiałam się , iż mój dekolt następnego dnia będzie najzwyczajniej w świecie poparzony. Na szczęście Marta była przygotowana na takich delikutaśnych gości i poratowała mnie kremem z filtrem. Zadbać o tak liczną gromadkę wcale nie jest łatwo, tym bardziej, że nie tylko siedzieliśmy przy stole, ale w szczególności rozbiegaliśmy się po ogrodzie, absorbując przemiłą gospodynię do znacznego uszczuplenia zasobów swojego ogrodu. niestety ja również nie oparłam się pokusom i wyjechałam z kilkoma roślinkami. jednak starałam się trzymać w ryzach i przygarnęłam tylko kilka.
Mimo iż wiosna w tej chwili bardzo mocno wstrzymała swoje działania, to było całkiem sporo kwitnących roślin i wiele innych, które mimo braku kwiatów przyciągały nasze spojrzenia i budziły wszelkiego rodzaju żądze

Mimo szczerych postanowień, że tym razem nie biorę niczego ( i to nie tylko moje obietnice), to nikomu nie udało się oprzeć bogactwu Martusiowego ogrodu. Takie miejsca trzeba zobaczyć własnymi oczami, żeby uwierzyć, że jest tam jak bajce
Pierwsze łupy zdobyte
Znaczne poruszenie świadczy, że na stole pojawiły się kolejne pyszności
Było nas niemało. Nie wszystkie karety zmieściły się na zdjęciu
I oczywiście zdjęcie grupowe

Patrząc od lewej jako pierwsza stoi Marysia-Maska, obok niej Dorotka-korzo_m, dalej biała bluzeczka to ja, obok mój eM, a tuż pode mną, ta uśmiechnięta gębula to Martusia, a z kolei pod Martą taka ruda czuprynka, to Krysia-Krychna Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone, prawda dziewczynki

?
Poznałam fantastycznych ludzi mam nadzieję, że jeszcze niejednokrotnie będę mogła uczestniczyć w takich spotkaniach
