Aga, do mnie myszy też wchodzą do domu. Opowiem Ci taką przygodę:
przyjechała do mnie kuzynka z mężem. Chłopaki siedza sobie w pokoju

, a ja z Agatą (tak ma na imię moja kuzynka) siedzimy sobie w kuchni, bo Agata ma zły nawyk

: pali papierosy. Siedzimy, gaworzymy o wszystkim i o niczym, popijamy nalewkę z aronii mojej własnej roboty, a tu nagle coś mi śmignęło przed oczami. Myślę sobie, chyba za dużo wypiłam, nic nie mówię i spogladam ukradkiem w kąt. Nagle jest, potwór szary, z długim ogonem coś niesie w pysku. Ja w krzyk i pisk! Zleciały się chłopaki, zaglądają pod piec (bo w kuchni mam zabytek: piec kuchenny, kaflowy) a tam zbój nad zbóje..... MYSZ!!!!! Ona skacze bo nie ma gdzie uciec, chłopy chcą ją złapać, ale mają gołe ręce, a mysz po kolanach kuzyna uciekła w głąb kuchni, za szafki. Trudno było ją złapać. Rajzowała w zimie w kuchi, w spiżarni i dużym pokoju. Najbardziej smakowały jej psie przysmaki i cukierki miętowe w czekoladzie. Ale mysz to mysz, nie załadnie pachnie, wyprowadzic się nie chciała. Musieliśmy kupić łapkę i ..... po myszy. Szkoda że bidula tak skończyła. Mogła wrócić na łono natury.......
