Oj, ja nie maiłam absolutnie zamiaru zdołować!
Hmmm zastanawiam się teraz nad tym co napisałeś Krzyś...no i nad tym czemu tak potrzebowałam tej działki. ( w sensie przyrody, gdzie można dłużej przebywać, a nie w parku i nie na "wakacjach"). I chyba po prostu dzięki niej, tym wielu już miesiącom pracy tam, szczególnie dzięki zimie- wyzdrowiałam. Odpoczęłam, doszłam do siebie ze zdrowiem i z nerwami, poszarpanymi poprzednią pracą.Poza tym przestali sąsiedzi hałasować, i nie muszę już tak uciekać z domu.
I chyba cieszę się, że teraz potrzebuję jej i traktuje ją inaczej. Teraz mogę pójść tyko raz w tygodniu, bo jestem zdrowa, mam energię na co dzień. Nie jestem wyczerpana odcięciem od przyrody, jak kiedyś, kiedy to była sprawa zdrowia i załamania nerwowego.
Wtedy to było pragnienie, by w sposób stały (przede wszystkim finansowo możliwy) na powrót do życia, do zrowia, teraz jest chyba bardziej symbioza, równowaga. (Tak jak zdrowego ciała się niemal nie czuje). Gdyby jej znów zabrakło, pewnie znów za jakiś czas byłabym wyczerpana i nie miała siły dla innych. Moja wdzięcznosć jest tu wielka.
Czy Ty mnie pytasz czy to jeszcze cieszy? Ja nie z tych co lubią "gonić króliczka". Mogę go złapać i dalej mnie cieszy, bo jak już kiedyś rozmawialiśmy- taki złapany króliczek pączkuje i są z niego inne króliczki. Nie mam doła i pustki jak się spełnią marzenia ;)
Taką mam już pracę, że często są różne cezury i dużo dawniej nauczyłam się, że marzenia i to co się w nich robi, się zazębiają, podczas spełniania jednych już wiele innych, z nich stoi w kolejce i woła "wybierz mnie mnie wybierz teraz JA ;) i razem tworzą całość życia, taki splot.
A nie, że człowiek skupia się na jedyniej sprawie, a gdy jej zabraknie, dopełni się to jest wielka pustka i smutek, żal...
Krzysiu! Przecież to zawsze będzie cieszyć! No coś Ty! Poza tym ja nigdy nie będę miała tak, jak to bywa w domu, że się absolutnie wyszystko ogarnie, sprzatnie, i zasiądzie z kawką przy wykrochmalonym obrusie ;)
Będę zasiadać przy wykrochmalonym trawniku. ;)
Aga! No pewnie, że Ciebie nie posądzam

o to, że nie spoczniesz na swojej upragnionej działce póki jej nie zbudujesz altany itd.
A co do dumy, to ...mam wąpliwości, bo przecież to nie ja rodzę te czereśnie, nie moje to dzieci. Raczej moją dumą choćby malutką jest praca włożona w coś. Sama praca, nawet niewielka, ale radość z tego co się robi. A reszta to zasługa cudów natury. I podziwianie ich, może trochę opieki. Może ono jest równie bliskie dumie, to uczucie podziwu, ale ja wiem, że to nie moja zasługa.
A pamiętacie jak się na trawnikach rozkładało prześcieradła, aby słońce je wybielało?