Zastanawiam się czemu taka cisza w różanym wątku
Może pochwalcie się jakie nowe nabytki zawitały do Waszych ogrodów ? Która różyczka pierwsza uraczyła Was kwiatkami lub pąkami? No i podzielcie się problemami, które wraz z wiosną również zawitały niestety do naszych ogródków.... ?
Zacznę ja, "szczęśliwa" posiadaczka 218 róż (właśnie przeprowadziłam inwentaryzację

).
Zimę przeżyły prawie wszystkie, oprócz 1 piennej, druga pienna żyje, choć na razie wypuściła tylko 2 malusieńkie pędy, ale żyje

. W przyszłym roku pienne mocniej opatulę na zimę. Pozostałym zdecydowanie wystarczą kopczyki.
Do uporządkowania wiosennego (wyrwanie chwastów, urzyźnienie ziemi wokół róż, nasypanie odżywki, dosypanie nowej kory) zostały mi jeszcze tylko 3 klomby - 29 róż. Cała reszta oporządzona

. Do posadzenia jeszcze 13, ale doniczkowych czeka.... jeśli tylko pogoda pozwoli, to w weekend będzie koniec prac.
W między czasie rozpoczęłam już walkę z mszycami, bruzdownicami (bleeee) i o dziwo w tym roku - również "obrodziły" u mnie

skoczki różane, więc im również wypowiedziałam wojnę

Ale chyba wygrywam

. Wygląda, że pierwszy oprysk zniechęcił wszystkie te paskudztwa bardzo. Jeszcze tylko do zdiagnozowania zostały dwie dziwne choroby

, które na szczęście dotknęły tylko kilka róż - jedna powoduje, że listki są pokarbowane jak falbanki, druga, że listki mają wszystkie kolory tęczy i bardzo wyraźnie zaznaczone nerwy, żółcieją, po czym umierają...
Mam kilka nowych nabytków

. Kupiłam u Pana Adama Choduna, w tym roku doszły przepiękne, niezniszczone i doskonale odchowane. Nowe nabytki, które zamieszkały lub zamieszkają (jeszcze 8 czeka) w moim ogrodzie to: Aloha 1949, Chippendale, Climbing Rosa, Elfe, Falstaff, Gloire de Dijon, Golden Spray, Mary Rose, Morgengruss, Nostalgie, Othello, Zephrine Drouhin, Boule de Neige, Chinatown, Eden Rose, Heritage, Penny Lane, Compassion, Cottage Rose, Ghislande de Feligonde, Leonadro da Vinci, New Dawn, William Shakespeare, Lichtkonigin Lucia plus z 3 pnące Practicera

- efekt chwilowej słabości.... Och ta różobofobia.....

.
Nauczyłam się w tym roku, że gdy róża już rośnie i z ziemi wypuściła piękne, nowe czerwone łodygi z pąkami, to w żadnym wypadku nie wolno jej przesadzać

. Ja się pokusiłam i niestety.... kilka biedaczek zwiędło, żyją to fakt, ale odchorują moją nieprzemyślaną chęć uporządkowywania ogródka.... i długo pewnie przyjdzie poczekać mi na nowe pąki i łodyżki (a mąż mówił - wiedziony niechęcią do kopania i wszelakich innych prac ogrodowych

- zostaw je, nie przesadzaj....).
Przekonałam się na "własnej skórze", że róże kochają słońce (to nas łączy

). Te posadzone ze strony wchodnio-południowej mają się najlepiej. Te, które nieopatrznie posadziłam w cieniu - w tym roku przesadziłam do "nowych domków", znaczy klombów, w bardziej nasłonecznione miejsca. W tym miejscu posadziłam hortensje, które też bardzo lubię, a podobno lubią półcień (chociaż patrząc na nie nie mogłam oprzeć się uczuciu żalu, że nie są różami...

).
Wiele moich róż wygląda już pięknie, chociaż żadna jeszcze nie zakwitła. Louise Odier - nieprzycięta na wiosnę - ma niezliczoną ilość pąków i nie mogę się doczekać kiedy zakwitną. Inne - te klasyczne i rabatowe - też, pełne pięknych, zdrowych i błyszczących listków i obiecujących pączków

. Większość wygląda znacznie lepiej, niż w zeszłym roku, choć są i takie, które mają tylko łodyżki i kilka "zdechłych" listków. Z nimi czekam na czerwiec i słońce, pamiętam, że w zeszłym roku nawet te "lebiodki" pod wpływem słońca, odżywek, wody - były piękne.
I wiem, że muszę zabezpieczać się przed plamistością i mączniakiem. Późnym latem i jesienią najbardziej im dokuczyły, gdy było dużo deszczu, a mało słońca. Na szczęście na wiosnę wyglądają zdrowo i pięknie, ale wiem, że muszę i tak mieć się na baczności przed tymi wstrętnymi choróbskami

.
A jak tam w Waszych ogródkach ?