Byłam widziałam, kanarka pochwaliłam
U mnie sezon się rozpoczął - wreszcie! Zmiane czasu powitałam z wieeelką ulgą, bo szkodniki już od dwóch tygodni budziły się na letni czas, stawiajac nas na nogi w okolicach piątej rano
W piątek wzięłam sobie urlop, żeby troszkę sie odstresować po cieżkim okresie w pracy, i zabrałam sie za sadzenie - posadziłam róże: dwa Westerlandy, Rosarium (wcześniej wrzuciłam już Grahama Thomasa, Schneewittchen, New Dawn i Bonicę, bo nie miałam gdzie trzymać, i jak przyszły mrozy w nocy, to wariowałam ze strachu nad swoją głupotą

na szczęście okazało się, że róze przykryte stroiszem przetrwały i zaczynaja puszczać pąki). W piatek również wybrałam siez córą szukać butów na komunię, no i oczywiście musiałyśmy wpaść do ogrodniczego - wyniosłam stamtąd piękną azalię, niestety no-name (białoróżowa z żółtym środkiem) i trzy sztuki Mount Shasty (no...miałam już nie kupować, ale mnie, jakby to powiedzieć, poniosło)

Na rabatę różaną powtykałam floksy, maki, krwawnik kichawiec, żurawkę "Palace purple" i trzy kolory łubinu.
A na koniec przygotowałam grządkę warzywną i wtranżoliłam w trawnik tawułę Grefsheim
I to wszystko w asyście dwuipółlatki, która świetnie bawiłą sie błotkiem i wtykała tu i ówdzie jakieś patyki

A nuż coś z nich urośnie
