Zaraza już przeszła w dwóch pierwszych tygodniach sierpnia, pozjadała mi w sumie ok. 15-18 owoców na pomidorach podwórkowych i ukatrupiła betaluxa i dwarf beauty kinga, po którym mi bardzo smutno, bo to było jedyne nasionko z dostanej partii, które nadawało się do siewu. Betaluxa nie szkoda mi wcale - miał każdy możliwy niedobór i przy tym, jak smakował, zajmował miejsce, w które mogła pójść jakaś lepsza odmiana.
Podejrzewam, że ostatni tydzień deszczu wbił w ziemię to, co zostało i zarodniki już nie latają, w okolicy ziemniaki są już prawie czarne i na wykończeniu, a od czwartku ma wrócić lato, to słońce wypali mi i zarazę, i szarą pleśń w namiotach.
EDIT: A pomidory mi ogólnie nie pękają, bo na moim leśnym piasku nie uświadczą nadmiaru wody - wszystko spływa w głąb.
