slila1 Lidziu witam w moim wątku
Kochana myślałam ,że serię nieszczęść mam już za sobą ,ale się pomyliłam
Na początku kwietnia dokładnie 4 dostałam drugie życie. Dzień jak co dzień spędzony na ogrodzie ,co prawda sił miałam mało ,taki miałam kaszel od jakiegoś czasu ,ale to tylko takie pokasływanie nić nie wskazywało na to ,że to będzie coś strasznego. Poszłam rozsypać obornik granulowany ,zeszło mi gdzieś do około 19 i jak już zakończyłam prace w ogrodzie w drodze powrotnej odcięło mi nogi ,nie mogłam dojść do domu .Jak już ledwo doszłam ,usiadłam na kanapie to zaczęło mnie dusić. Ledwo dałam radę wziąć telefon i wydobyć słowo ,zadzwoniłam po syna. Już spał ale na szczęście się obudził ,przybiegł i zaczął się koszmar. Dostałam duszności ,kaszel mnie bardzo męczył do tego aż zaczęłam wymiotować .Syn z zięciem zadzwonili po pogotowie, ja już zaczęłam tracić przytomność ,pogotowie przyjechało na sygnale ,to było coś okropnego ,myślałam a nawet byłam pewna w tamtej chwili ,że to mój koniec ,że nie uratują mnie tak jak tatę bo on miał tak samo jak ja udusił się bo miał zator płuc .Z pogotowia byli w szoku jak zobaczyli co się dzieje ,ja już charszczałam strasznie ,coś mi tam dawali ,wiem ,że morfiny 6 jednostek ,i wiele innych rzeczy ,zabrali mnie i na sygnale do szpitala. Tam tylko usłyszałam ,że stan ciężki ,stabilny. Rozcieli mi ubrania ,zrobili centralne wejście w szyi, zacewnikowali i tak w kratkę pamiętam .Trafiłam na ojom ,potem w środku nocy przetransportowali mnie do innego szpitala na Czerwonej Górze na oddział płucny i tam spędziłam trochę czasu .Leżałam pod tlenem ,pod aparaturą .Miałam też przetaczane dwa worki krwi. Mąż zjechał na szybkiego ,jak mnie dzieci z mężem zobaczyli to ryczeli ,ja nie mogłam mówić ,to był koszmar .Miałam bez objawowe zapalenie płuc obu z wodą w płucach, ściągali ją i płukali a najgorsze to jest to ,że nie wiedzą do końca z czego to się zrobiło bo nie byłam chora .Jestem nie do końca zdjagnozowana, mam iść na oddział 26 czerwca na kolejne badania bo nie wiedzą o co chodzi. Mało kto na oddziale wierzył ,że wyjdę z tego .Na szczęście żyję ,aczkolwiek nie do końca jeszcze w pełni sił ,ale jest dobrze .Tak ,że moje prace ogrodowe są mocno ograniczone ,mąż został dłużej w domu ,abym mogła dojść do siebie i ogarnia ogród jak i dom za co mu jestem bardzo wdzięczna .17 kwietnia mieliśmy 25 rocznicę ślubu, dzieci zorganizowały nam niespodziankę i z najbliższą rodziną ,mogliśmy ją świętować w domu .
Kochani mam trochę zdjęć ,dość sporo ,jak byłam w szpitalu to mąż i dzieci mi robili i jak wyszłam .Będę wrzucać po trochu
Na pierwszy rzut magnolie
Lidziu nie wiem nazwy tego pierwiosnka
