Zawsze chciałem mieć medinille, ale widząc ceny tych roślin i wiedząc o trudnościach utrzymania nigdy nie potrafiłem się zdecydować.
Ale w zeszłym roku trafiłem na nieco podwinięty przekwitnięty okaz na wyprzedaży w zielonym markecie budowlanym (w naprawde dobrej cenie

) i postanowiłem spróbować.
Roślina została oczywiście przesadzona i postawiona na zachodnim parapecie. Mam w domu całkiem sporo roślin (zużywam około 30l wody tygodniowo na podlewanie wszystkiego), parujące akwaria, rekuperację powietrza z odzyskiem wilgoci.. więc cały czas mam domu wilgotność przekraczającą 60% RH. I udało się.... roślina odżyła, generalnie jak na razie całkiem stabilnie rośnie, chociaż zdarzają się momenty kiedy nagle zasuszy i zrzuci 1 lub 2 górne liście, to jednak zawsze gdzieś tam wypuści sobie kolejne. Liście też nie są idealne, wszędzie ma jakieś zbrązowienia lub zasuszone plamy).. ale rośnie!
Najdziwniejsze jest jednak to, że pomimo braku zimowania w niższej temperaturze (zdecydowałem się nie przenosić jej do piwnicy na zimę bo przecież dopiero co odżyła) to postanowiła w tym roku zakwitnąć. Miała 2 wielkie, niesamowicie długo utrzymujące się kwiatostany (ponad 2 miesiace).
W tym roku w zimie miała wylądować w piwnicy pod naświetlarką na zimowanie. Przynajmniej taki był plan.... od września koniec z nawozem i od listopada do zimnego. Ale miesiąc temu postawiłem tuż obok niej gablotę z roślinami która ma na stałe podpięty nawilżacz - i podejrzewam, że to może właśnie z tego powodu (lokalnego skoku wilgotności) ona nagle dostała jakiegoś niesamowitego ożywienia i teraz właśnie odkryłem jak puszcza młode liście wszędzie gdzie tylko popadnie. Czy w takim wypadku ograniczać jej już nawożenie czy jednak to przeciągnąć skoro tak się rozkręciła? Co radzicie?
