Coś dzieje się w tym roku z jednym z moich rododendronów. Roślina rośnie już prawie 10 lat, w towarzystwie dwóch jodeł kaukaskich i świerka, które od dwóch-trzech lat przyrastają w szalonym tempie (wszystko posadzone jako małe). Rosła też sosenka samosiejka, ale z powodu podejrzeń, że rododendronowi może brakować wody, w zeszłym roku jesienią została usunięta. Do tej pory wszystko było ok., chociaż roślina od dawna nie jest w tak dobrej kondycji jak "brat bliźniak", który rośnie w innym miejscu, najwyraźniej w dużo lepszych warunkach. Nawoziłam, jak były mocne upały podlewałam. Parę dni temu przyjrzałam się bliżej rododendronowi i się przeraziłam - 3/4 krzewu jest w żółtych plamach, dodatkowo częściowo przykryty jakimiś czarnymi plamami. Wszystkim wokół (mnie też) rododendrony kwitną, a temu egzemplarzowi dopiero zaczyna nieśmiało 'wychodzić' kolor w pąkach.
Czarne plamy da się zetrzeć z liści, od spłukiwania wodą nie schodzą - są jakby gęste i dobrze przyklejone, i jedyne co mi przychodzi do głowy, to, że wiatr rozpylił Emulpar, kiedy pryskiwałam iglaki w marcu, a do Emulpara przylepil się brud (ale ja to zauważyłam dopiero teraz, a przecież spoglądałam na rododendrona już kilka razy od tej pory - jakby się brud przykleił do liści z powodu Emulpara to chyba już dawno by był taki efekt..?). Jeśli nie zanieczyszczenie to czy to jest choroba grzybowa..?
Czy żółte plamy to brak żelaza? Trochę te plamy są inne niż na zdjęciach w necie... Czy może brak wody?
