Wiosna stoi już u bram naszych ogrodów, dlatego i u nas przyszedł czas na posprzątanie przed jej przyjściem. W pierwszej kolejności udało nam się uprzątnąć jedną ze stert gałęzi i to jest sukces

Drugą było przerzucenie kompostownika i tutaj się na chwilę zatrzymam. Pisałam już o naszym sposobie na budowę kompostownika w innym wątku, ale opiszę to też u siebie.
Jedną z pierwszych rzeczy jakie zaplanowaliśmy zbudować był kompostownik. Projekt trochę skomplikowany, ale wszystko ma swoje uzasadnienie. Zdecydowaliśmy się, że zbudujemy go z drewnianych palet, takich jakie uda nam się uzyskać, dlatego poszczególne boksy różnią się od siebie nie tylko szerokością, ale i wysokością. Drewno nie impregnowane niczym przez nas, mimo że zdajemy sobie sprawę, że to skróci jego żywotność. Jednakże mam doświadczenie z innym kompostownikiem, który budowaliśmy przed 10-cioma laty również z niezaimpregnowanych palet i dobrze ma się do tego czasu. Trzy ściany stabilne-wiadomo, jedna otwierana na zawiasach na całą szerokość. Zamykana na wkręty, nie na haczyk czy zasuwkę, bo tak jest stabilniej, a otwierany będzie i tak raz do roku. Od spodu zamiast palety, która akurat najszybciej może przegnić, umieściliśmy siatkę o drobnych oczkach przeciwko kretom, mieliśmy też trochę takiego metalowego stelażu, który dodatkowo wzmocnił spód od naporu ciężkiej materii, a na końcu zabezpieczyliśmy to czarną agrowłókniną, żeby nic nie przesypywało się na ziemię. Całość stoi na 4 betonikach, które okazały się wyższe niż początkowo myślałam, ale nic straconego- w tej wolnej przestrzeni trzymam kuwety, w których zbiera się płynny humus do podlewania doniczkowych ;) Dlaczego konstrukcja nie stoi na ziemi i po co tyle zachodu z tym spodem? -Ponieważ jeszcze do niedawna wszystko było porośnięte śnieguliczką, która teraz jest tylko w jednym miejscu działki, a tam ciągle odbija i wszędzie jest mnóstwo jej małych twardych pniaczków. Bałam się, że będzie mi przerastać przez kompost i już zupełnie jej nie opanujemy. Komory zaplanowaliśmy 3, na 3 sezony pracy kompostu. W zeszłym roku zrobiliśmy jedną, w maju okazało się, że już zaczyna się z niego przesypywać, zrobiliśmy kolejną część na odpadki tegoroczne. Więcej już nie robiliśmy, mimo, że i z tamtej zaczęło się przesypywać. Teraz w każdej z nich jest po połowie, więc przyszedł czas na dwa pozostałe boksy. Na kompost w 3-im sezonie i boczne ściany dodatkowo zabezpieczyliśmy czarną agrowłókniną, w celu ochrony przed nadmiernym wysychaniem. Kompostowniki stoją w zacisznym miejscu w sadzie, trochę mają światła, a trochę cienia kiedy orzechy wypuszczą liście, wtedy też muszę podlać je od czasu do czasu wodą czy gnojówką z pokrzyw, gdy długo nie pada. Przez to, że każdą większą ilość mokrych, gnijących odpadków, np. niedojrzałych jabłek przesypuję trochę podsuszoną w słońcu skoszoną trawą lub niezadrukowanym kartonem, przez cały sezon ani razu nie unosił się z niego nieprzyjemny zapach. Dżdżownice kupiłam w wędkarskim i wrzuciłam do środka, latem żyły chyba dobrze, a teraz podczas przerzucania okazało się, że przezimowały i to całkiem całkiem. Niestety zdjęcia nie wyszły mi dobrej jakości, bo robiło się ciemno, ale przy powierzchni w każdym podnoszonym kawałku było co najmniej 5 sztuk. Takie pokaźne i całkiem malutkie i cieniutkie, dlatego myślę, że dobrze robię kompost skoro nie uciekły z niego, a i jeszcze założyły rodziny ;) Jeszcze słowo o jego formie: zapach przyjemny- ziemisty, w środku pryzmy ciężka ciemna materia (ale jeszcze nie ziemia), mokra- co chyba też jest zrozumiałe o tej porze roku, przy brzegach, tam gdzie większy przewiew lekko skompostowane tylko siano. Całość z tych dwóch komór zapełniła nam po brzeg trzecią komorę, w której spędzi ten sezon, nie planujemy go dotykać aż do przyszłej wiosny. Ciekawi jesteśmy tego swojego eksperymentu
