Wreszcie trafiła się przyzwoita pogoda, więc zabrałam się za cięcie moich aktinidii. Zakupione przed rokiem Vitikiwi i ISSAY przyciełam symbolicznie, niech sobie trochę zmężnieją.
Do aktinidii pstrolistnej zabieram się od kilku lat i ciągle odpuszczam, bo co utnę, to zaraz płacze.
Miałam nadzieję, że tym razem się uda, bo jeszcze wcześnie, a tu znów problem.
Zamierzałam wyciąć kilka większych gałęzi, bo krzew jest bardzo zapuszczony, ale odpuściłam po przycięciu tylko jednej. Drewno jest mocno wilgotne, więc obawiam się, że i tak w ciągu paru dni znów zaczną wyciekać soki. Przy tak dużej ranie może być kiepsko...

Poobcinałam więc tylko trochę cieńszych, nadmiernie wyrośniętych gałęzi i dałam sobie spokój.
Ciekawa jestem, czy kiedyś wreszcie uda mi się znaleźć odpowiedni termin i doprowadzić tą roślinę do porządku.
Nastepnym razem ruszę z sekatorem jesienią, może wtedy uda się uniknąć płaczu....
A tak swoją drogą... Jest sporo informacji, jak ciąć aktinidie ostrolistne, ale o pstrolistnych nie ma prawie nic. Mam wrażenie, że one wymagają innego traktowania, bo kwitną wcześniej i szybciej ruszają w nich soki.
Nie widziałam też informacji (poza jednym filmikiem na YT), jak wyprowadzić stare, zaniedbane rośliny. Wszędzie tylko info o tym, jak o nie dbać od samego początku.
Szkoda, mnie taki brak wiedzy onieśmiela i wytrąca mi sekator z ręki z byle powodu...
