Brusznice na Kaszubach - część kolejna opowieści.
Zeszły, 2018 rok, był początkowo łaskawy dla brusznic ale skończył się bardzo źle.
Gdzieś pod koniec lata zaczęły pojawiać się czarne plamki na liściach Runa Bielawskiego
i zanim się zorientowałam miałam porażone wszystkie krzaki tej odmiany.
Z lewej zdjęcie z końca września a z prawej z końca października.
Zimą opadły prawie wszystkie liście. Nie bardzo mam pomysł co z tym zrobić i jakich fungicydów użyć.
Na razie obcięłam wszystkie gałązki do około 5 cm nad ziemią i czekam czy dadzą jakieś oznaki życia.
Zdecydowałam nie nawozić w tym roku brusznic.
Odmiany Sussie i Sanna też były porażone ale w mniejszym stopniu i objawy były inne.
Znalazłam zdjęcia tak zdeformowanych liści brusznic w internecie i wynika z nich, że brusznice są często porażane przez różne grzyby, które w rezultacie dają takie objawy.
Niestety nie znalazłam sposobu leczenia.
Susie i Sanna wyglądają w tej chwili na zdrowe ale myślę, że problem może się powtórzyć.
Macie może jakieś pomysły?
Czy zastosowalibyście Topsin jako uniwersalny fungicyd?
A może ktoś ma doświadczenie z jego stosowaniem na innych roślinach wrzosowatych? Na borówkach amerykańskich?
Zakończę tę opowieść bardziej optymistycznym akcentem.
Z odmiany Sanna zebrałam dwie miski borówek, o ile pamiętam było to powyżej kilograma owoców.
