Takie sobie snułam plany, że zrobię więcej w tym roku, ale upały i zwolniona robota nie pozwoliły. mam "pałera", ale nie w 40 stopniach w pełnym słońcu ..
Przesadzaniom nie ma końca, zawsze coś jest gdzieś na chwilę upchnięte, potem idzie na swoje niby miejsce żeby za chwilę znowu zmienić miejscówkę.

Soniu- widzisz, my chcemy dorodnego krzaczka, a tam po prostu tną bez sentymentu - może dlatego są takie dorodne.
moja kuzynka opowiadała mojej mamie jak to w Cannes kosami spalinowymi przycina się oleandry ...
Co do lotu to w tamta stronę było nerwowo, trochę trzęsło no i po tak długiej przerwie w lataniu znowu wszystko było jakby nowe.
syn też się bał, więc było mi podwójnie smutno, że cierpi. Ale droga powrotna była idealna, bez stresu. Tylko zmęczenie okrutne, bo pobudka o 2.30, opóźnienie lotu na lotnisku, potem czekani na bagaże.... Na szczęscie lecieliśmy i wracaliśmy do Poznania, więc odeszła nam jeszcze dodatkowa dalsza jazda do domu.
Ale śnięci chodziliśmy przez cały weekend. w sobotę padało, więc na działce nie byłam, męża nie mam jak poprosić o skończenie tego do czego się zobowiązał, więc pewnie we wrześniu jeszcze będę walczyć.
Soniu, czy teraz jeszcze mogę się pokusić na zakup rozplenicy Little Bunny? Czy to jest jeszcze dobry czas na sadzenie ? Miskanty ML czekają w piwnicy na posadzenie.