Kilka lat temu miałem
dokładnie to samo. Po przyjeździe do domu zupełnie nie wiedzieć czemu poszliśmy obaj z synem na tyły domu. Nie ma tego w naszym rytuale ale w ten dzień tak zrobiliśmy. A tam było słychać jakieś nietypowe odgłosy właśnie z okolicy "kosza" rynny. Po otwarciu klapki ukazała się sikorka, która próbowała uciekać w głąb rynny. Złapałem ją za nóżkę i wyciągnąłem na zewnątrz. Gdy zobaczyła światło i poczuła wiatr od razu czmychnęła w tuje sąsiada. Ćwierkała tam głośno przez dłuższą chwilę. Mam nadzieję, że z radości.
A kilkanaście lat temu ocaliłem sójkę. Dom był jeszcze w budowie, nie było podbitek pod okapem dachu. Sójka przefrunęła pod okapem dachu do środka domu ale drogi powrotnej już ne umiała znaleźć. Co kilka dni robiłem inspekcję domu. Nie wiadomo co mnie tknęło i polazłem na górę - po drabinie bo jeszcze nie było schodów. W łazience na podłodze siedziała sójka w nie najlepszym stanie. Skrzydlami już lekko podwółczyła po podłodze i pióra miała zmięte.. Próbowałem otworzyć okno ale uciekła do pokoju więc otworzyłem okno tam. Poczuła wiatr i pięknym łukiem wyleciała na zewnątrz prosto w las. Usiadła na gałęzi najbliższego drzewa i dłuższą chwilę zastanawiała się co dalej.
A ostatni przypadek był latem z dzięciołem. Przed południem słychać nagle głośne huknięcie i od okna na piętrze odbił się ptak. Dzięcioł leżał na rabacie jak nieżywy więc smutno mi się zrobiło. Po kilkunastu minutach ubrałem rękawice (na wszelki wypadek) i poszedłem go pochować. Kiedy go wziąłem do ręki nagle ożył. Zaczął się wyrywać i wrzeszczeć po swojemu Puściłem go a on usiadł na najbliższym wiązie. Posiedział, pogapił się na mnie i normalnie odleciał
