Mówiąc wprost - zarastam w gąszcz. Słońce ostro daje się we znaki, ale staramy się to przeżyć.
Koleusy mkną jak szalone, przesadzają. Powoli rozliczam się ze sumieniem i co wizyta na działce to coś zanoszę.
Przed wyjazdem na urlop prawdopodobnie będę robić przycinkę,bo zdecydowanie są za wysokie.
Nauka dla mnie - przy kolejnym wysiewie już będę odważniej uszczykiwać i nie dopuszczę do powstania wysokich badyli. Myślę jeszcze nad zrobieniem sadzonek z wierzchołków, ale to by już była przesada. Mam ich naprawdę sporo, ale wyglądają przepięknie.

Jak widać kolejny kwitnie. Wygląda to śmiesznie, ale chyba domyślam się czemu - uszczykiwałam mu czubek, pewnie uszarpałam wychodzący kwiat i wyrosła tylko końcówka.

Jak jakieś nasionka się pojawią to zbiorę,bo on jest ciekawy. Nie widać może tego na zdjęciach ale jest ciemny bordo z zielonym obrzeżem liści i końcówka liścia ma taki zielony trójkącik. Podświetlony wygląda właśnie na takiego czerwonego jak na zdjęciu.
A poprzedni co wyprawia...? Ciągnie drugi pęd kwiatów

Halo, gościu, jesteś wystarczająco ozdobny z liści, nie musisz kwitnąć, serio ;)


Takiego chciałam i chyba się udało. Jest jeszcze drugi, ale on jest bardziej wyblakły a la pomarańcz.

Aligatorek.
Pięknie się zagęścił i ma dużo bocznych odrstów. Już mam 4 sadzonki. Ekspresowy.

Wraz z nim wzięłam też tego i też super wygląda tylko jeszcze nie przejaśniał, bo młody. Nie pamiętam nazwy odmiany, chyba rose coś, ale straszne ma skłonności do "badylenia". Czyli leci w górę prostym sztywnym patykiem, a potem opada od dołu. Widzę go w wielu miejscach i jeszcze nigdy nie wpadłam w kompleksy, że mój jakiś marny, on wszędzie tak wygląda.

starsza sadzonka ( o ile ich nie mylę) wygląda o tak :

Też nie jest to dokładnie jego finalny kolor, bo ten mi się akurat popalił. Z resztą, mam masę popalonych roślin.
Udało mi się spalić cytrynę. Na 4 zostały mi 2. Jedna uschła kompletnie, drugą zasuszyłam i dziś zdjęłam z niej wszystkie liścei, została łysa, ale łodyga żywa, wezmę ją na wieś i będę reanimować. Moj błąd, ale postawiłam je na makabrycznym wypieku i za rzadko podlewałam. Wszystko przez to, że stała u dziecka w pokoju, a przeważnie podlewam jak młoda idzie spać i już jej nie wchodziłam jak zasnęła. Zastanawia mnie fakt czemu roślina egzotyczna tak łatwo się poddała, no ale cóż. Wiem, że lekko nie miała, ale to była ta największa, wymagała już większej donicy.
Druga za to puściła gęsto nowych liści i ma się świetnie. Objęła prowadzenie i stała się naszym cytrusem reprezentacyjnym.
Nie mam za dobrego zdjęcia, bo zza siatki,ale mniej więcej tak wygląda

A tu liczyna. Już taka fajna, dorosła.

Czas ją przesadzić, a właściwie je, bo wsadziłam 2 pestki liczi do jednego pojemnika myśląc, że jedno się wyeliminuje. No to nic, będę miała 2 drzewka.
Figi też miały różne przejścia i z 5 zostały 2 ale myślę, że to koniec komplikacji i coś z nich będzie. Jak kupię ziemię to pójdą do osobnych doniczek, będą na balkon.

Moje ozdobne piperki
5 colours

w kwestii koloru nic się nie zmieniło, chociaż..nie wiem czy sobie wmawiam czy co ale jedna jakby jaśniała.
Explosive Ember
(sory za patyczki, staram się do zdjęć zdejmować, ale tu akurat był i jest fajne ujęcie, które oddaje ich w miarę nie przekłamany kolor).

Tu widać, że fiolet wchodzi w jakiś karmazyn i robi się czerwony.
I cud nie z tej ziemi - Black Pearl.
Czarna aż razi. Jedna z dwóch. Najpiękniejsza z papryk na moim balkonie.

No właśnie, balkon...
Chyba nie muszę pisać, że dalej czekam jak coś się zacznie dziać. Patrzę jak się buduje balkon 2 klatki dalej i im zazdroszczę. Nie spodziewam się już w tym roku. Znów będę się napalać na wiosnę. Papiery idą, już wszystko jest pomierzone, jest projekt, pozwolenie na budowę, byli geodeci, teraz odsyłanie jednego papierka do drugiego, pieczątka tu i do następnego. Wiem, że to jeszcze potrwa.
Już nawet jesteśmy ugadani z wykonawcami, bo tato dorwał ich jak robili tamten balkon i pytał ile to będzie kosztować. Panowie przyszli do nas się rozejrzeć i tak pi razy drzwi nas podsumowali ( w zależności od tego co sobie kto umyśli to koszta są różne) , ale nie ostatecznie.
Ledwo faceci podeszli przez balkon a wystawiła się sąsiadka z góry. Nie mogła sobie odpuścić żeby nie podsłuchać o co chodzi. Kiedy tato poszedł z wykonawcą do auta i dogadywali cennik wyleciała za nimi przez klatkę i zaczęła wrzeszczeć, że ona sobie żadnego balkonu nie życzy i kategorycznie się nie zgadza. Tak więc my robimy, ja płacę , a ona blokuje w administracji kwestię tak jak obiecała. Jeśli myśli, że buduję balkon po to żeby z niego nie korzystać to jest w błędzie.
Będę korzystać ile się da i siać co tylko się da, boi wreszcie będę mogła choć sobie urwać listek do sałatki. Od incydentu z polewaniem zrezygnowałam z balkonowych upraw jadalnych, raz ze względu na niewiadome substancje tam wlewane, a dwa ze względu na kudły jej psa , które osiadają mi wszędzie. Niby to otrzepuję i opłukuję, ale i tak wrażenia są niezbyt miłe.
Weź tu zjedz sobie takie ziółko na które wcześniej ktoś strzepną psi dywan , rzygać się chce!
