Odświeżę temat, to może komuś przypomni się jeszcze jakaś rada czego nie robić.
Sama mam dwie miniaturki. Pierwszą kupiłam razem dziesięcioma innymi kwiatami akurat, kiedy nie miałam czasu się nimi zająć. Wszystkie rośliny stały przez kilka dni w pokoju na podłodze w paletach na doniczki (takich z możliwością przepływu wody pomiędzy wszystkimi roślinami). Jako że stały tam kilka dni, a nie chciałam, żeby zmarniały, to co drugi dzień całe palety podlewałam (tak, jak mama uczyła podlewać krzaki ze szlaucha - lejesz wodę i liczysz do 10 - ja liczyłam do pięciu, ale to nadal marnie) i ta woda sobie stała i była wciągana. Po tych kilku dniach przesadziłam moją kwitnącą miniaturkę na korzeń
1 - podlewanie co drugi dzień i mokre nogi - część korzeni zgniła
2 - przesadziłam kwitnącą roślinę - kwiaty opadły
3 - przesadziłam na korzeń - połamałam korzenie, a później liście zaczęły się marszczyć (bo część korzeni padła, a reszta nie dostawała w powietrzu tyle wody co w podłożu)
4 - zawiesiłam całą instalację nad półką o owocami - nie udało mi się jeszcze znaleźć informacji czemu owoce są złe, ale wiem, że są złe.
Kwiatów nie ma. Trzech pędów nie ma. Za to są pomarszczone liście
Z drugą miniaturką już obchodziłam się delikatniej