Marysiu, uwielbiam zakupy. To jest wciągające. A zakupy roslinne są najmilsze. Dużo bardziej wolę je niz zakupy ciuchów.
Ja się pogodziłam już z cieniem. Wymieniam rosliny na cieniolubne. Coraz bardziej fascynują mnie hosty, paprocie, do tego zawilce i zestaw gotowy.
W tym roku spotkań było bardzo mało. Byłam tak zmęczona, że nawet nie miałam ochoty mysleć o nich.
Chyba już troszeczkę odpoczęłam, bo zaczynam o nich mysleć, a nawet planowac przyszłoroczne.
Ewelinko, jakbyś weszła do tej szkółki to tez byś takie zakupy zrobiła.
Jeżdżę tam przynajmniej 2 razy w roku i za każdym razem wyjeżdżam z wyładowanym bagażnikiem.
Do tej pory co roku byłam już zmęczona sezonem, więc czekałam wręcz na jesień, żeby trochę odpocząć od ogrodu. W tym roku praktycznie w nim nie pracowałam, więc nie wiem jak przywitam jesień.
Co prawda ja też nie lubię pluchy, ale może wyłazi ze mnie romantyczka i jesienny deszcz aż tak bardzo mi nie przeszkadza, szczególnie, że jest go ostatnimi czasy mało. Nawet tęsknię za taką porządną zimą. (żebym nie wypowiedziała w złym czasie

)
Martuś, mam nadzieje, że będzie mi dane kiedyś odwiedzić i Twój ogród. Umawiamy się już od tak dawna.
Na pewno nie w przyszłym roku, bo już są plany na inny region Polski, ale może jeszcze w kolejnym roku?
Masz rację, że na takich spotkaniach jest za mało czasu. Ostatnio dlatego przedłużyłysmy spotkanie do następnego dnia
Jolu, wiedząc jak przygotowujesz doły pod rośliny, wcale się nie dziwię, że jeszcze nie posadziłas wszystkiego.
Kupiłaś zresztą najwięcej
Ja sadzę do swojej ziemi tylko z dodatkiem kompostu i kupnej ziemi. Dołki robię skromne.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że kłosowce nie chcą się siać. U mnie to prawdziwa plaga. Werbena to co innego, bo ona delikatna, może się siać. Natomiast w tym roku jeden kłosowiec rozrósł się straszliwie. Ma ponad 1,5 m i zasłania wszystko co za nim, bo przecież miał byc mniejszy. Musze go wyeksmitować i posadzić innego, dlatego pytałam o Black Adlera.
A może Ty masz przede wszystkim kłosowce odmianowe i one się nie sieją?
Ja mam te najzwyklejsze.
Wczorajszy dzień i dzisiejsza noc były niezbyt miłe. Stres robił swoje. Postanowiłam jednak, że olewam już wszystko. Własnie zakład stracił oddanego pracownika. Będe robiła tylko to co mam robić, a może mniej, bo po co się wysilać dla kogoś kto uważa Cię za szkodnika, bo za bardzo się angażujesz i chcesz pomóc wszystkim? Powoli wszyscy pracownicy tak zaczynają myśleć. Jeśli będzie się miało rozlać mleko, to temu już nie zapobiegną, bo po co? Niech dyrekcja odpowiada za to.
Dzisiaj pierwszy dzień w pracy i jakoś przezyłam, bo nie było szefostwa. I całe szczęście, bo zastałam małą rewolucję po powrocie. Nastapiły zmiany w pokojach. Dlatego dzisiejszy dzień spędziłam głownie na przenosinach. Ja zyskałam, innym się pogorszyło. Jak na razie wróciłam o normalnej godzinie do domu, to znaczy normalnie wyszłam z pracy, ale przejechanie przez miasto przy prowadzonych remontach graniczy z cudem.
Nie mam pojęcia kto wpadł na genialny pomysł rozkopania wszystkich dróg dojazdowych do głownego zakładu pracy w mieście.
Całe szczęście znam tajemne dróżki

Tylko szkoda samochodu.
