Dorotko, tylko że ja się nie dałam oszukać, tylko sama wpuściłam się w maliny. Tam rzeczywiście rosła Perowskia, a potem bylica w moich oczach się do niej upodobniła
Jeżówek jest mnóstwo odmian, niektóre są do siebie podobne, szczególnie na zdjęciach. Zaraz Ci pokażę taką jedną, która bez zdjęć porównawczych, może przypominać tę zwykłą różową. Jednak w rzeczywistości ma kwiaty dużo większe z duuużym środkiem, a płatki jaśniejsze. Jakie by jednak nie były, to wszystkie są cudne
Co do urlopu, to ciągle nie wiem, jak się sprawy potoczą
Mariusz, wątek może i pędzi, ale ja się tutaj pojawiam raczej w stopniu umiarkowanym. Jednak każde odwiedziny są mile widziane

To chyba upały powodują taką masę kwitnień, wszytko kwitnie równocześnie i mimo, że wygląda to super, to jednak nasuwa się pytanie, co dalej? Pozostaną chyba jedynie niezawodne jednoroczne, ale i one z czasem słabiej kwitną. Taki dziwny ten rok

U mnie susza już straszna, od trzech tygodni nie spadła ani jedna kropla wody. Jeszcze działka jakoś się broni, bo tam podlewam, ale trawniki w mieście są w opłakanym stanie

Można urządzić sianokosy, a sianko będzie już nawet fest wysuszone.
Życie jak życie, trzeba się z nim zmierzyć
Aniu, różyczki już pomału kończą, chociaż jest też kilka takich, co ledwie skończyły, już mają kolejne pąki

Rosenfaszination w tamtym roku zakwitła zaledwie dwoma kwiatkami, a w tym dała prawdziwy popis. I mimo, że nie jest aż tak cudna jak na zdjęciach ze szkółek, to jednak jestem nią zachwycona

Może i Twoja się w końcu wybarwi?
Też posadziłam lwie paszcze, ale wciskałam je już dosłownie na ścisk i są dzięki temu chudziutkie jak niteczki. Dlatego już w tym roku ćwiczę swoją wolę i nie kupuję żadnych roślin. I to nie dlatego, że nie mam okazji, nawet sama sobie takie stwarzam, bo zachodzę do ogrodniczego, ale niezmiennie wychodzę z pustymi rękami. No, po prostu Brawo Ja
Szałwie sieją się bez umiaru, na szczęście bardzo łatwo jest się ich pozbyć. Powinna być w trzech kolorach, ale ja mam głównie w tych dwóch, które wymieniłaś. Białą mam tylko w jednym miejscu i jakoś nie chce się przenieść w inne
Z tatą jest lepiej, ale ciągle nie do końca dobrze. Cały czas przebywa w szpitalu, dzisiaj nawet zamienił jeden na drugi, gdzie ma mieć przeprowadzony zabieg, a może i dwa. Miejmy nadzieję, że zakończy się na zabiegach a nie na operacjach, bo zupełnie wyjdzie z formy. Już mu przykazałam jak najwięcej się ruszać, ale ile można chodzić po szpitalnych korytarzach? Za życzenia
Alicjo, na szczęście dla mnie jeżówki mnie lubią i z przyjemnością dokupuję sobie nowe. Na razie jednak wystarczy, niech rozrosną się te co mam, żebym za kilka lat nie musiała ich wyrzucać. Po Alohe widzę, jak mogą powiększać swoją masę. Tę uwielbiam szczególnie i w tym roku już jest sporych rozmiarów, sztywna, wysoka- po prostu cudna

Kolejną ślicznotką jest Cherry Fluff, ale ta jest dużo niższa, a kwiaty ma ogromne. Na temat szkółki napisałam Ci na pw
Ewuś, kocham lato za słońce i właśnie za kwiaty

Większość roku mamy szaro i ponuro, to musimy w pełni korzystać z tych kilku krótkich miesięcy, kiedy jest ciepło i kolorowo. Wszystko jednak strasznie szybko w tym roku przekwita. Lilie zachowują się prawie jak liliowce, chwilę są by za kolejną zniknąć
Odkąd sama wysiewam w domu nasiona, to na działce rozpoznaję coraz więcej siewek. Dzięki temu w tym roku mam więcej cynii i astrów niż wysiałam. Astrów co prawda nie siałam tylko kupiłam, ale te moje własne są zdecydowanie zdrowsze niż te z ryneczku.
Co do Amelii, to jeszcze mnie nie przekonała, ale stara się, nie powiem
Lucynko, tak myślałam, że potwierdzisz istnienie nachyłka w moim ogródku

Najdziwniejsze, że myślałam, że go w ogóle nie wysiałam. Nawet wzięłam go któregoś razu na działkę w celu wysiania, i ponownie tego nie zrobiłam

I zupełnie się go nie spodziewałam, a tutaj taka niespodzianka.
Tata na szczęście już zdiagnozowany, ale pociąga to za sobą konieczność zabiegów. Nie wiadomo na ile przeciągnie się to w czasie a on przecież chciałby już koniecznie wybrać się na działkę i zabrać się do pracy. Chyba nie do końca zdaje sobie sprawę, że po kilku tygodniach spędzonych w szpitalnym łóżku, po prostu fizycznie nie da rady. Za życzenia wielka
Cały poniedziałek spędziłam z mamą na jej działce. Raz, że nie chciałam żeby była sama, a dwa przy okazji mogłam jej trochę pomóc

sama na takiej wielkiej działce nie za wiele zdziała, chociaż tam radzi sobie zdecydowanie lepiej niż w domu. Mama pieliła bazylię, a ja rozprawiłam się z zarośniętymi truskawkami. Mama wiosna wysiała wszystkie nasiona maków, jakie ode mnie dostała i w tej chwili ma ich dwa miliony

Mówiłam jej, żeby wysiała tylko odrobinę, ale teraz mleko się już rozlało i musiałam zadbać, żeby za rok nie miała tych milionów wielokrotność. Wycięłam jej wszystkie makówki, ale przecież będą kolejne, więc nie wiem, czy moje działania odniosą oczekiwany skutek. Oczywiście byłam po nocnym dyżurze, ale dzielnie wytrzymałam aż do osiemnastej. Wydawało mi się, że jak wrócę, to przewrócę się ze zmęczenia, ale dałam radę przerobić jeszcze cztery kilo wiśni. Filip wydrylował, a ja zrobiłam resztę. Miałam już więcej wiśni nie robić, ale żal mi było patrzeć na kołyszące się na drzewie czerwone owocki i jak zwykle się ugięłam

Ale potem to już tylko spałam, aż do samego rana.

Za to cały wtorek spędziłam z przyjemnością na swojej działeczce. Zanim tam jednak pojechałam jeszcze sporo się nagimnastykowałam w domu. Z samego ranka, tuż po szóstej pobiegłam do sklepu w kropki po mięso. I musiałam nieźle zanurkować do chłodziarki, bo z mięs mielonych było tylko garmażeryjne, a ja takich nie tykam

W końcu z trudem znalazłam jedno opakowanie. Nastawiłam, a potem oczywiście powiesiłam pranie i ugotowałam pyszną zupkę cukiniową

W związku z tym na działkę pojechałam dopiero przed dziewiątą, a jak dla mnie to już prawie południe

Zrobić za dużo nie zrobiłam, bo sucho było okropnie i raczej musiałam podlewać, a nie pielić Na dodatek ciśnienie wody tak marne, że nawet tańczyć się z wężem nie dało

Co chwilę musiałam go przekładać, żeby chociaż trochę rośliny się napiły. Nie powiem, żeby rośliny mdlały z powodu jej braku, ale gdyby nie takie zmagania, to na pewno tak by było.
Krzaki borówek są w tym roku wprost oblepione owocami i przyciągają spojrzenia przechodzących osób. Mimo wielu wiszących owocków, nie miałam zamiaru ich zbierać, bo po prostu mi się nie chciało

ale jak kolejna osoba zapytała się co im daję, to jednak ruszyłam do krzaczków. Pomyślałam sobie, że jak ja nie zbiorę, to w końcu zbiorę ją może inni. Muszę im zawiązać czerwone wstążeczki, bo mi w końcu ociotują moją borówkę
Wracając z działki zajechałam jeszcze do taty i do domu wróciłam znowu po dziewiętnastej.
Miłego wieczoru
