


Basiu, moje różyczki w tym roku bardzo się starają, są śliczne. Każda jedna, to moja ulubienica, w którą wpatruję się z uwielbieniem. Ten rok jest dla nich doskonały, nawet jeżeli krzaczki nie są tak imponujące jak zazwyczaj


Plamistość jeszcze nie jest dla mnie problemem, ale rzeczywiście sporo listków jest już porażonych. Ale o dziwo Route 66 jest tym razem zdrowiutka

Za to mszyca w tym roku szaleje na całego. Pryskałam już kilka razy, a efekt jest taki sobie. Ciągle ją gdzieś spotykam na swojej drodze i szczerze mówiąc, patrzeć już na nią nie mogę. Ale ona sobie z tego nic nie robi, tylko pcha mi się przed oczy


Krysiu, ciągle gdzieś się gubimy i odnajdujemy na nowo i to jest najważniejsze




Elżuniu, białe martagony widziałam tylko na zdjęciach i tak mi się spodobały, że na pewno zaproszę je do siebie

Słoneczna pogoda i mi bardzo odpowiada, nawet jak czasami jest troszkę zbyt gorąco. Wtedy sobie posiedzę w cieniu, poczytam dobrą książeczkę, roślinki podleję i wszyscy są zadowoleni. Zdecydowanie wolę upał, niż ulewy jakie miałam w tamtym roku. Moim kwiatkom chyba też w to graj, bo kwitną oszałamiająco


Maryniu, swoje różyczki kupowałam przede wszystkim




Kasiu, włoskie powojniki zachwyciły mnie już w poprzednim sezonie, a wtedy to przecież były jeszcze niedorostki. Kwitły jednak zawzięcie całe lato, ciesząc mnie swoimi kwiatami


Izo, czas przecieka mi między palcami i nie mam go tyle ile bym chciała. Ale to na pewno nie tylko mój problem




Mariusz, ja również nie zawsze zostawiam po sobie ślad, to przecież nie jest najważniejsze. Nie sposób pisać za każdym razem, bo wtedy musiałabym przed komputerem spędzać całe dnie. Miło mi, że Ci się podoba, ale w tajemnicy Ci powiem, że ja też jestem zachwycona


Małgorzatko-gosmara, lubię swój maleńki ogródeczek i lubię sobie pstrykać zdjątka. A, że zgromadziłam całkiem sporo roślin, to i wdzięcznych obiektów mam bez liku


Wiolu, Twoja Solina chociaż raz zakwitła, zanim padła. Za to mój Violet Pink nawet nie zakwitł i już go nie ma



Za sprawą zmiany pogody, działka troszkę poszła w odstawkę. Jeszcze w czwartek wykorzystałam ostatnie promienie słońca i pojechałam na działkę skoro świt, żeby posadzić pakę roślin, którą dostałam od przemiłej forumki

Od razu nastawiłam podlewanie, bo burze burzami, a przecież ja wiem swoje

Z otrzymanych roślinek przynajmniej jedna była do cienia, musiałam więc odrobinę poszerzyć rabatkę, a przy okazji przesadzić kilka roślin. Zajęło mi to sporo czasu, a posadzonych roślin zbytnio nie ubyło



Miałam nosa, że podlałam działkę, bo zapowiadane burze i deszcze dziwnym trafem poszły sobie gdzieś dalej. Owszem, była wichura, ale deszcz padał zaledwie dziesięć minut i tylko udało mu się zmyć kurz

W niedzielę zajechaliśmy z eMem na chwilę na działkę. Ja, żeby zobaczyć czy czwartkowe silne podmuchy nie wyrządziły jakiś szkód, a eM, żeby posprawdzać końcówki od ogrodowych węży, które odmawiały mi współpracy. Każdy zajął się swoją robótką i nawet deszcz mi nie przeszkodził polataniu z aparatem. W samą niedzielę deszcz tylko trochę opluł obiektyw, ale już w nocy zaczęło padać dość intensywnie i cały dzisiejszy dzień, z małymi przerwami też padało





Przez kilka najbliższych dni będę miała dla Was dużo mniej czasu, chyba że w pracy uda mi się choć na chwilę wpaść do Waszych ogrodów. Na króciutki urlop przyjeżdża moje holenderskie dziecko, a poza tym w sobotę mam spora imprezkę, którą muszę przygotować.
Do zobaczenia więc w wolnej chwili
