Mimo że się "znamy",
Teeger, pozwól, że Cię oficjalnie przywitam!

Nie musisz się krępować, śmiało chwal, krytykuj jeszcze śmielej.
Myślę, że jako mieszkanka Niderlandów możesz od razu siać te pokrzywki, bo klimat u Was inny. Więcej słońca i pogody. No i te ogrooomne okna, których tak zazdroszczę! Moje koleusy pokazały niedawno pierwsze pary mikrolistków. Bo liścienie to mają już od pewnego czasu. Na liściach widać drobne, bordowawe plamki. Nawet jeśli będą jednakowe, warto było je wysiać. To taki ekscytujący eksperyment
Tymczasem rzutem na taśmę przedostają się do wątku kolejne rośliny. Hoje różowe i australijskie. Kiedyś szalałem na ich punkcie. Dziś ta fascynacja nieco przygasła. Pozostała sympatia. Zwłaszcza odkąd mam świadomość, że pewnego dnia może wleźć przez okno wredny wełnowiec i wszystkie je załatwić. Wolę więc nie przywiązywać się do nich zbytnio
Te przyjechały do mnie z przemiłą i przeuroczą rodziną wełnowców. Wprawdzie już ich nie ma, ale wróg czuwa u bram, jak to mówią. A chyba wiedzą, co mówią:
Tę hoję miałem dosyć rozrośniętą, ale udało mi się ją przelać. Wszystko przez to, że kupiłem ją jeszcze w 2016 roku, kiedy dopiero zacząłem interesować się na poważnie roślinami. Nie tak po szczenięcemu i infantylnemu. Wsadziłem ją na początku do doniczki bez otworów odpływowych, potem dziury zrobiłem, ale ziemia zdążyła w dolnych partiach się zbrylić i związać wodę. Dopóki było ciepło na zewnątrz, hoi nic nie dolegało. Resztę historii dopowiedzcie sobie sami...
Poza tym na powyższym zdjęciu możecie dostrzec zzieleniały pęd
hoja carnosa 'Tricolor'. Jego ukorzenianie zapewne się nie powiedzie, bo jest za młody, ale wolałem dłużej nie zwlekać i nie dopuścić do rewersji rośliny matecznej. Do kosza był jednak za ładny
Usatysfakcjonowana opowieścią,
ivonar?
