Ewelino,
staram się nie pchać byle czego do pyska, chociaż pedantką w tej kwestii nie jestem.
Akurat te centymetry w okolicach brzucha bywają zdradliwe, lepiej nie wyhodować sobie ich nadmiaru.
Kije mają wielką zaletę - działają jak zestaw bardzo dobrze dobranych ćwiczeń ogólnorozwojowych i pomagają korygować asymetrię w ruchach.
Ćwiczenia z kijami doskonale wzmacniają między innymi tyłek, czyli nasz napęd i stabilizator kolan.
A tego potrzeba większości ludzi.
Do tego nie przeciążają stawów, choć umożliwiają odbycie na prawdę intensywnego treningu.
Ogólnie polecam każdemu, często mi się zdarza brać kije na trening biegowy.
Oprócz urozmaicenia treningu spełniają jeszcze jedną funkcję: stanowią wyśmienitą broń w razie ataku wałęsających się kundli (rasowych też).
Biegi ultra mają dla mnie w sobie jakąś magię, kiedyś spróbowałam i kompletnie w to wsiąkłam.
Nie interesują mnie biegi uliczne, ani zawody rozgrywane na bieżni, to nie jest mój świat.
Zresztą nie biegam zbyt szybko, mogę za to bardzo długo.
Golterię też gdzieś tam wrzuciłam, zobacz na fotkach z poprzednich stron.
Małgosiu,
po śniegu nie ma już śladu.
Obecnie leje na całego.
Wielkie błoto powróciło, okoliczne błotka są przepełnione.
W ostatnich latach w okolicy powstało wiele nowych działek, a tym samym - zakończyły żywot liczne drenarki.
I tak, na mojej ulubionej trasie biegowej powstało długie na 100 metrów i głębokie na ponad pół metra jezioro.
Jedyna droga, pozwalająca je ominąć biegnie przez sąsiednie pole.
Raz poszłam sobie biegać wieczorem, miałam czołówkę, ale nie zauważyłam rowu łączącego górne błoto z dolnym błotem, które zalało drogę.
Rów był wąski i zarośnięty trawą, za to głęboki, wpadłam po samą szyję.
Woda miała może 5 stopni, powietrze ze 3, wiał wiatr a do domu miałam 4 kilometry.
Dodam, że woda w rowie zawierała różne dodatki spływające z okolicznej obory.
W sumie to się nie dziwię, że teraz mam w jednym miejscu za dużo bakterii
Nie mogę doczekać się mrozu - wtedy w końcu nie będzie błota.
Myślę, że choroba, która zaatakowała moje ptaki mogła ujawnić się właśnie w wyniku spadku odporności związanym z bardzo niesprzyjającą aurą.
Aguś,
no wiesz, nie mówimy o głodzeniu się
Co mi daje bieganie? Powiem krótko: nieopisaną frajdę.
Kondycję zawsze miałam niezłą, pokonywanie 70, 80 czy 100 kilometrowych tras łatwo mi przyszło.
Możliwe, że mam do tego określone predyspozycje, zapewne tak jest w mniejszym lub większym stopniu.
W każdym razie nieomalże odliczam dni do 17 lutego, tj. mojego otwarcia sezonu przyszłorocznych startów.
Dziękuję, że myślisz o moich zwierzakach.
Konie trzymają się niezawodnie, koty zdrowe, za to z ptakami to raczej kompletna kicha.
Cóż bywa i tak, w najgorszym układzie (gdyby upadki były liczne) wybiję stado, zrobię porządną dezynfekcję i zacznę wszystko od nowa.
Niestety, w hodowli ptaków trzeba się liczyć z tego typu przeciwnościami losu.
Wkurza tylko to, że akurat szlag trafia to, na czym najbardziej zależy.
Mam około 30-40 ptaków.
Upadki przy domniemywanej chorobie mogą wynosić od 5 do 80 % stada, jednak najczęściej od 5 do 10%.
W moim przypadku są to akurat mniej więcej 2-3 ptaki (oczywiście co jakiś czas, bo upadki będą się powtarzać).
Tylko dlaczego w takich przypadkach los zabiera to, co jest w danym momencie najcenniejsze?
