Maryniu, jak słonko zaświeci, to od razu świat nabiera blasku

Te same zdjęcia zrobione w deszczu, już nie miałyby takiego efektu. Kilka dni było całkiem przyzwoitych, ale teraz już znowu zrobiło się smętnie. Ale cóż na to poradzimy? Nieuniknione przed nami, byle do świąt doczekać. Dalej już jakoś pójdzie
Ewa-ewarost, wszystkie różyczki już posadzone

Zostało mi już tylko oczekiwanie, co z tego wyniknie. Nie zawsze z posadzonych roślin wyrasta to, czego oczekiwaliśmy. A czasami najzwyczajniej w świecie rośliny nie spełniają pokładanych w nich nadziei. Niby rośnie to, co miało urosnąć, ale w realu już nas nie zachwyca. Na razie spokojnie oczekuję, co przyniesie nowy sezon. Jedyne na co czekam z utęsknieniem, to zmiana pogody. Sezon był stanowczo zbyt mokry. Już widzę, że część dalii straciłam, a ile z nich przetrwa zimę, okaże się za kilka miesięcy.
Od Filipa nie oczekuję entuzjazmu z wypraw na działkę, w końcu sama kiedyś nie lubiłam działkowania

Jednak zawsze jak potrzebuję pomocy, to ze mną jedzie

Teraz trochę się to zmieni, bo od grudnia idzie do pracy. Czasu będzie miał mniej, ale jakoś wszystko pogodzimy
Marysiu, ostatni raz raczej dotyczy dłuższego pobytu na działce. Związanego ze sprzątaniem, przygotowaniem działki na zimę

. Wiadomo, że dopóki nie posadzę wszystkich roślin na zimę, to jeździć muszę. Teraz jednak już wszystko mam posadzone, ale i tak czeka mnie jeszcze przynajmniej jeden wyjazd, w celu opatulenia roślin. Na razie jednak jeszcze tego nie robię, jeszcze jest zbyt ciepło. Ale wszystko w tym celu mam już przygotowane

Kominek mam w domku z piernika. To tam wesoło sobie ogień tańczy
Soniu, synuś tylko nóżką przytupuje ze zniecierpliwienia, ale wie, że pewnych moich zachowań nie przeskoczy

Wie, że jak się wezmę za robienie zdjęć, to wołami mnie od tego nie odciągnie, aż skończę
W ziemi zakopałam hortensjowe patyki ukorzeniane od wiosny w butelkach na krzaku. Nie miałam do nich dojścia i nie bardzo widziałam, czy mają jakieś korzonki. Po odcięciu pędów, okazało się , że korzonki jak najbardziej są, ale jest ich niewiele i są cieniutkie. Nie wyjmowałam ich z butelek, posadziłam w całości i wiosną zobaczę co z tego wyniknie. Jak się eksperyment nie powiedzie, to spróbuję jeszcze raz, ale wtedy pozostawię wszystko na zimę bez ruszania.
To ostatnia Majesty, zakwitła najpóźniej. Miałam chyba ze dwie całkiem ładne, jednak nie tak ładne jak Twoje. Może u mnie jest im zbyt zimno? W następnym roku posieję je chyba wcześniej, może wtedy będę miała lepsze efekty. Kłosów było kilka i nasionek też tylko kilka. U mojej mamy wyglądały odrobinę lepiej.
Dzisiaj przyszły nasionka od Ciebie
Jadziu, może Twoja szałwia wysiała się jeszcze jesienią i przez zimę siewki wyginęły? Tak miałam w ubiegłym roku, młode roślinki ( a było ich mnóstwo) pojawiły się już we wrześniu

, ale wiadomo, że zimy nie miały szans przeżyć. Dlatego na wzelki wypadek pozostawiłam w gruncie rośliny mateczne i te wysiały się na wiosnę. Siewek było dużo mniej, ale wystarczy ich tylko kilka, by były doskonale widoczne. Różyczki pomału udają się na spoczynek, to już ostanie kwiatki
Beatko, o rodgersji piszą, że wymaga okrywania

Moja nigdy nie dostała pierzynki na zimę, nigdy też nie przemarzła, a rozrasta się tak, że co roku muszę sporo jej usunąć. Jagodowca również niczym nie okrywam i on nic sobie z tego nie robi
Z szałwią nie mam zbyt bogatego doświadczenia, miałam ją dopiero drugi sezon. Z moich obserwacji wynika jednak, że nasiona kwitną w takim samym kolorze jak mateczne. W ubiegłym roku białe miałam tylko w jednym miejscu i w tym roku też tam takie rosły. Jednak pod magnolią nie miały dobrych warunków i były okropnie rachityczne. Miałam je przesadzić w inne miejsce, ale jakoś cały sezon minął, a one dalej są pod magnolią

Ciekawe czy uda im się wysiać na wiosnę?
Karolinko, gdzie mi do Twoich ilości ilości róż

Dlatego jeszcze się ich nie pozbywam, a ciągle zapraszam nowe panienki. Już jednak nie zaszaleję, miejsca na nowe panny już nie mam. Teraz będzie już tylko wymiana sztuka za sztukę

Zresztą trudno mieć w ogrodzie same róże. Uwielbiam byliny i jednoroczne i dla nich miejsce zawsze będę miała.
Gosiu, pozwolisz, że Filipowi nie powtórzę Twoich słów? Jeszcze mi tu spuchnie z dumy i pęknie

Na działkę wołam go nawet wtedy, kiedy sama dałabym sobie doskonale radę. W ten sposób przyzwyczajam go do tego, że mamie pomaga się zawsze. A może dzięki temu kiedyś polubi działkę? Na przykład koszenie trawników należy do niego. A przecież też potrafię kosić, ale to jego zadanie

Moi rodzice nie mogą żyć bez działki, w okresie zimowym skrzydła im opadają i nie wiedzą co ze sobą zrobić. Razem z wiosną wypuszczają nowe witki, budzi się w nich życie i chęć do działania. Wychodzą z założenia, że dzień bez działki, to dzień stracony. Ze strony eMa, tylko teść spędza na działce każdy dzień. Nawet teraz

Za to teściowa bywa tam tylko. jak musi. Zdecydowanie działka nie jest jej żywiołem.
Ewa-Pashmina, magię świąt też już jak najbardziej czuję, ale to bardziej za sprawą mamy. Jutro spotykamy się i lepimy milion pierogów. Będą z kapustą i z makiem, oba rodzaje smażone na głębokim tłuszczu i uszka. Mama niechcący wyraziła obawę, że chyba zrobiła zbyt dużo kapuścianego farszu, na co Filip odparł, że pierogów z kapustą nigdy nie jest za dużo

Obaj moi synowie potrafią ich zjeść każdą ilość. Marzy mi się blask ognia z kominka na święta, ale to może mi się zdarzy w innym życiu, niestety
Całe szczęście, że każdy z nas na coś czeka i każdy na coś innego. Dzięki temu poznajemy nowe rośliny, a czasami nawet na nowo polubimy coś, co kiedyś wyprosiliśmy z naszego ogrodu. Do mnie tak po latach powróciły orliki i goździki brodate
Lucynko, synów wychowałam na syneczków mamusi

Zawsze dawałam sobie pomagać, pokazywałam im, że są dla mnie najważniejsi. Nie tylko do pracy, do kochania również

Starszy jest daleko ode mnie, ale Filip jest tuż, tuż i zawsze pomaga. A, że się sam nie wyrywa? To przecież normalne. Zawsze jest nadzieja, że mi przejdzie
Udaję, że nic do mnie nie dociera...
I tego się trzymajmy

Jeszcze ten tydzień jestem mocno zapracowana, właściwie codziennie jestem w pracy po dwanaście godzin. Albo w jednej, albo w drugiej. Czasami tak się układa, za to później jest lżej. Dziękuję
Elusia, różyczki już oczywiście posadzone, nuż zapuszczają korzenie, coby mnie chwycić za

i już nie puścić. Skusiłam się na szczególne pięknotki:Jardin des Tuileries i Carolyn Knight. Obie cudne i obie mają oszałamiać zapachem
Kobee posieję chwilkę wcześniej, ale to tylko po to, żeby ewentualnie móc posiać jeszcze raz, jakby z tych nic nie wyszło. Pamiętaj tylko, żeby je regularnie uszczykiwać, wtedy się będą rozkrzewiać, a nie pędzić wysoko do góry.
Wczoraj znowu podskoczyłam z Filipem na działkę. Tym razem już naprawdę na moment, musiałam przykryć pustynniki folią, żeby nie zgniły. I tak nie wiem , czy nie zrobiłam tego zbyt późno. Ziemia jest przemoczona na wskroś. Skoro dalie zaczęły gnić, to może to dotyczyć i innych roślin. Miałam je już osłonić będąc ostatnim razem na działce, nie mogłam jednak znaleźć odpowiedniej folii. Kiedyś przykrywałam czarnym workiem, ale wtedy liściom brakowało światła i rosły zażółcone. Brzydko to wyglądało. Teraz przykrywam przezroczystą i liście mogą czerpać promieni ile dusza zapragnie. Przywieźliśmy również cztery kostki słomy, które eMowi udało się dla mnie zdobyć

Posłużą jako okrycie dla moich pnących różyczek. Jestem ciekawa czy to im pomoże przetrwać zimę? Jak będą co roku odbijać od korzeni, to nigdy nie poszybują wysoko do nieba. Już od roku na pięterku czeka sobie przygotowana dla nich pergola, jednak nawet nie mam śmiałości jej wyciągnąć. Bo i po co, skoro moje pnące mają najwyżej po 120 cm wzrostu?
Na potęgę rosną czosnki. Jeszcze nie wszystkie wylazły z ziemi ale kiełki widać już prawie w każdym miejscu. Pokazują się jednak tylko te sadzone tej jesieni. Starsze nawet nie chcą słyszeć o wystawianiu głowy na takie zimno. Liczę jednak na to, że zima im nie straszna
Wybrałam się na działkę bez żadnego sprzętu fotografującego i musiałam poprosić syna, żeby coś cyknął. No to cyknął
Pozdrawiam
