Danusiu, przejazd takim zabytkowym autem, to całkiem droga przyjemność. Droga do kościoła i z kościoła na wesele, kosztowała 1000 zł

Ale nie ma się co dziwić, za extra zachcianki, zapłacić też trzeba extra.
Wędzonemu węgorzowi też bym się nie oparła

Szczerze mówiąc, to już nie pamiętam, kiedy jadłam węgorza ostatni raz. Ale i ta czekolada była warta grzechu

Nawet nie sadziłam, że będę się nią objadać jak dziecko. ale w końcu wiadomo, że każdy z nas ma coś z dziecka, a przynajmniej dobrze, żeby tak było.
W piątek pogoda ze mnie zadrwiła i wyjazd na działkę nie doszedł do skutku. Wczoraj było pięknie, ale musiałam biegać z pracy do pracy i słońce widziałam tylko przez szybę.
Kasiu, maleńkie świnki są śliczne, ale duże zamieniają się z czasem w karkówkę z grilla i też jest pięknie
Wesela to nie tylko tańce i dobre zabawa, ale dają również możliwość spotkania z rodziną w większym gronie. To taki rodzinny spęd.
Na działkowych włamywaczy niestety rady nie ma. Domki zostawione na dłuższy czas bez nadzoru są zazwyczaj łatwym celem dla stworzeń pozbawionych ludzkich cech. Pozostaje tylko próbować dobrze się zabezpieczyć. Nam się chyba to nieźle udaje, bo już od lat nie mieliśmy włamania. Parę lat temu próbowali się włamać. Nie dali rady przez drzwi wejściowe, to próbowali od strony narzędziowni. Mimo wyłamania drzwi, do domku się nie dostali. Musieliśmy tylko wymienić zamek.
Jadziu, dalii nie mam zbyt dużo, bo tylko 14, ale tyle w zupełności mi wystarczy. W następnym sezonie pojawi się kilka nowych, ale tylko w zamian za żółte, których mi narosło nie wiadomo skąd aż cztery. Zostawię jedną, a trzy gdzieś wydam. Mam jedną obiecaną od teścia, wprost niezwykłą, z ogromnymi kwiatami i co najważniejsze z grubymi, mocnymi łodygami, które bez problemu utrzymują kwiaty. Hortensje już niestety nie wyglądają ładnie. Gnijące kwiaty nie są w tym roku ozdobą

Tańce dały mi wycisk, ale o dziwo moje nogi uwięzione w butach na obcasach, zniosły to prawdziwie po męsku
Soniu, dalie wysadzam już w kwietniu do doniczek, w maju zaczynają kwitnąć i są najdłużej kwitnącymi roślinami na mojej działce. Wiosną ciężko mi je gdzieś powsadzać, bo gdzie nie zacznę kopać, to już coś tam rośnie, a jednak karpy potrzebują sporo miejsca. Czasami źle je posadzę, bo zapominam ile zajmują miejsca rośliny obok, i dalie są zagłuszone. Tak posadziłam w tym roku dwie i zginęły gąszczu. Ostatnio jak byłam na działce, to nawet jeszcze nie kwitły

Miały co prawda pąki, to może przynajmniej się dowiem, jakie tam posadziłam?
Dania warzywne gotuję od zawsze, bo sama lubię tak jeść, chociaż wegetarianką nie jestem. Dlatego podchodzę do tego na luzie. Czasami ugotuję coś bardziej wymyślnego, ale zazwyczaj jest to coś prostego. Magda gorzej miała na weselu, bo tam niewiele było potraw dla niej. Ale też sobie poradziła, głodna nie była.
Bea, tak o tym nie pomyślałam

Ale masz rację, bo trzy różowe świnki wylądowały na weselnych półmiskach

Jedzenia jak zwykle było stanowczo za dużo, rodzinka będzie teraz wyjadać resztki z zamrażarki chyba przez pół roku. Chociaż oni tam mało zjeść nie potrafią, to może poradzą sobie z nimi szybciej niż mi się wydaje.
Ten powojnik, to Gravetye Beauty. Mam go od wiosny i zakwitł dopiero we wrześniu. On jest z tych późno kwitnących, dlatego ciągle jeszcze zdobi moją działeczkę. chociaż teraz może już nie kwitnie? Jest cudny, a kolor ma wprost obłędny

Masz takiego samego, dobrze zrozumiałam?
Ciągle jeszcze zjadam borówki prosto z krzaczka. W październiku
Gosiu, takie akty wandalizmu na szczęście odbywają się bardzo rzadko, ale jak się z czymś takim spotykam, to mi się nóż w kieszeni otwiera

Z akceptacją siebie też mam czasami problemy. Ale wychodzę z założenia, że jaką mnie rodzice stworzyli, taką jestem, a niedoskonałości figury zazwyczaj udaje mi się jakoś zamaskować. Najbardziej by mi pasowało, gdybym tak na zawołanie mogła się pozbyć chociaż pięciu zbędnych kilogramów

Skoro jednak nie mam takich umiejętności, to musiałam się polubić taką, jaką jestem.
Z ostróżkami troszkę za późno się dogadałyśmy, ale i tak udało im się wytworzyć nasionka. Już je rozsiałam i mam nadzieję, że na wiosnę wykiełkują. Jedna miała niezwykły, mocno malinowy kolor. Była cudna. A Tobie i tak dziękuję za chęci podzielenia się ze mną, coś tam z tego zawsze wyszło. A ja przynajmniej wiem, że są śliczne i muszę je mieć.
Marysiu, na co dzień maluję się sama, ale na szczególne okazje, a taką jest właśnie wesele, lubię skorzystać z pomocy fachowca. Taki makijaż jest świeży do końca imprezy, a może i o jeden dzień dłużej

Nie podobają ci się świnki? To specjalnie dla Ciebie, ja w nowej odsłonie:

Chamstwo niestety jest wszechobecne w naszym życiu i chyba każdy miał z nim do czynienia. Tolerować tego na pewno nie można
Aniu, myślisz, że z Kopciuszka przemieniłam się w Królewnę? Muszę spojrzeć na zdjęcia, czyżby było aż tak dobrze

?
Już od dawna mamy domek zabezpieczony przed włamaniami i chyba nasze zabezpieczenia zdają egzamin. Ale okna zawsze mogli wybić i nawrzucać czegoś do środka. Dobrze jednak, że uniknęliśmy zniszczeń.
Wreszcie dzisiaj udało mi się pojechać na działkę

Rano co prawda dzień wcale nie był taki ładny jak zapowiadali. Spodziewałam się słonka, a tymczasem nad głową miałam tylko sine niebo. Miałam w ogóle dylemat, jechać czy nie, ale jeszcze większy miałam, czym pojechać? Autobusem? Nie bardzo mi się chciało telepać się środkami komunikacji miejskiej, a jeszcze mniej pokonywać kilometry pieszo. To może jednak rowerem? Ale nie ma słoneczka i tyle liści na chodnikach

A jak się poślizgnę i znowu spadnę? W końcu jednak pojechałam rowerem, bo szkoda mi było marnować być może ostatniej okazji. W końcu to już jesień i ile jeszcze może się zdarzyć ciepłych dni?
Okazało się jednak, że droga nie była taka zła i udało mi się dojechać na działkę w jednym kawałku

Najgorzej jak zwykle było w lesie, ale do tego zdążyłam się już w tym roku przyzwyczaić. Ogromne kałuże chyba nigdy nie zdążyły wyschnąć i pewne odcinki drogi musiałam jednak pokonać pieszo.
Działka już niestety nie tętni kolorami, jest bardziej szara, smutna. Z trudem udało mi się znaleźć obiekty do fotografowania. Mimo takich przeciwności, zdjęć i tak udało mi się natrzaskać ponad 130

Część oczywiście, jak zwykle musiałam wyrzucić, ale sporo jeszcze zostało.
Początkowo snułam się smętnie, było ciepło, ale jednak pochmurno, a ja nie takiej pogody oczekiwałam. Nawet przyszło mi do głowy, żeby zebrać się dużo wcześniej niż zamierzałam, ale raptem niebo strzeliło promieniem. Na początek jednym, tak dla tylko dla zachęty, ale za jakiś czas przez chmury przedarł się kolejny promień i pozostał chwilę dłużej. Rzuciłam robotę, za jaką się już zdążyłam zabrać i przyczaiłam się z aparatem, coby utrwalić na wieczność słoneczne obrazy. I moja cierpliwość została wynagrodzona
Nie bardzo wiedziałam za co się zabrać, w końcu wzięłam się za grabienie liści z trawników. Sąsiad ma dwie ogromne śliwy, które już nawet za bardzo nie owocują, a ja jesienią mam ich liście, które lubią lubią sobie frunąć z wiatrem wprost na moje zielone dywany. Wymyśliłam sobie taką syzyfową pracę, bo liści na drzewach jest jeszcze sporo i znowu do mnie przylecą. Po zgrabieniu liści również z różanki, okazało się, że pod nimi jest sporo trawy. Więc chcąc nie chcąc zabrałam się za jej usuwanie. Nie chciałam zostawiać jej na zimę, bo wiosną jeszcze gorzej byłoby ją wyrwać, a tak mam przynajmniej różankę czystą, bo o innych zakątkach mojej działki nie można tego powiedzieć

Ziemia jest bardzo mokra i właściwie to każdą kępkę trzeba było jej siłą wydzierać. W końcu jednak mi się to udało
Dzień, mimo iż w końcu zrobił się słoneczny, to jednak był jakiś taki mglisty, zupełnie inny niż wczorajszy. Dość szybko ciepło zaczęło tracić na wartości , nie czekając więc aż zrobi się ponownie chłodno, zabrałam się do domu. Droga powrotna była zdecydowanie przyjemniejsza niż rano, słoneczko jeszcze nieśmiało przedzierało się przez chmury i umilały mi chwile spędzone na rowerze.
To chyba był mój już ostatni wyjazd na działkę w tym roku. Oczywiście pojadę jeszcze posadzić zamówione różyczki, ale to już tylko na krótką chwilę.
Zimowity trzymają się ostatkiem sił. Za chwilę już ich nie będzie
Moja pysznogłówka cytrynowa ciągle kwitnie. Czy uda jej się wytworzyć nasiona? Kilka nasienników zebrałam, ale niewiele.
Z kompostownika wyrasta rozchodnik. Skoro ma taką wolę przeżycia, to go tam zostawię, niech sobie rośnie.
Pozdrawiam
