Witajcie po przerwie. Wróciłam

Niestety nie na tarczy

Zalałam zamiokulkasa. Tak się pyszniłam, że potrafię go hodować

Dzisiaj zaintrygowała mnie ziemia w donicy i roślina, która jakoś luźno siedziała. Wsadziłam palca i ... fuj. Palec wpadł jak w masło. Wyjęłam z doniczki dwie bulwy. Jedna rozpuściła się - zrobiła się płynna, czyli zgniła zupełnie. Druga prawie zdrowa. Znalazłam dwa miejsca brązowe, podgniłe, wielkości połowy monety jedno groszowej. To zaczęło się po przesadzeniu około połowy marca. Podłoże użyte do przesadzania było bardzo mokre, a ja jeszcze podlałam. Drastycznie zmieniłam roślinie warunki uprawy - przez zimę podlewałam raz na 3 - 4 tygodnie. Bulwę, która zachowała się, oczyściłam. Za pomocą noża i łyżeczki do herbaty usunęłam podejrzane fragmenty tkanki. Posypałam cynamonem, zostawiałam do przeschnięcia. Jutro wsadzę do doniczki storczykowej (przeźroczystej), podłoże uniwersalne z perlitem i do osłonki. Liście (gałązki, jak mówią niektórzy) odchodzące od zgniłej bulwy odcięłam i włożyłam do słoiczka z wodą, może dam radę wyhodować korzenie. Co chcę powiedzieć? Uprawa roślin uczy pokory. Oj tak, uczy.