Hhahahaha
Gabi... padłam ze śmiechu.

Podaj adres to Ci prześlę vita buerlecithin.

Przypomniałaś sobie?
Basiu jak sobie radzę z tymi wszystkimi chorobami powojników? Wybieram po prostu te pewniejsze odmiany. To gwarancja 99% sukcesu przy spełnianiu podstawowych wymogów. Bardziej kapryśne też mam ale nie aż tyle. I nawet jeśli jakiś padnie to mam ich jeszcze tyle, że zawsze jest na czym oko zawiesić.
Mój JPII też strzelał focha aż ostatniej wiosny nie wylazł w ogóle. I dobrze, bo miałam się go i tak pozbyć. Dolne liście często zasychają powojnikom. Musisz się z tym pogodzić. Obrywaj je albo sadź coś przed nimi co przysłoni troszkę te gołe girki.
Moni, Mariusz i Olu dziękuję Wam.

Aż żal, że nie zrobiłam zdjęcia temu kącikowi przed metamorfozą. Wtedy to był zakątek wstydu straszliwego.
Ewelinko ja różane krzaczki jednej odmiany sadzę ciut bliżej siebie, niż "przewiduje to ustawa". Ty jak masz dużo miejsca to nie musisz tak robić.
Lilie uwielbiam. A że mam kilka nowych miejsc, to sobie posadzę pachnidełka.
Anida dobrze pamiętasz. Flammentanz tylko dlatego została zesłana na tyły, że Em bronił zaciekle swojej ulubionej róży. Niby się zgodził, bo ta pojechała do Jego siostry ale jak przyszło do wykopywania to znalazł jej miejsce na tyle. Niech więc będzie.
Czerwonego na rabatach nie lubię i już!
Dorciu donicowe róże, (zostały się dwie, reszta poszła do gruntu) po Nowym roku poszły do nieogrzewanego pomieszczenia. I tam sobie teraz czekają na wiosnę.
