Natomiast nie próżnowałam w tym czasie! Do końca sezonu warzywnego gromadziłam z doskoku fotograficzną dokumentację i zaraz się nią podzielę

Z jakiegoś tajemniczego powodu poobracały się zdjęcia (choć robione były w innym kierunku). Wybaczcie, ale nie mam sił o tej porze nocy, żeby je wrzucać kolejno do edytora i obracać.
Zacznę od ogórka, w zasadzie jedynej sztuki, jakiej było mi dane spróbować. Pozostałe nie zdołały nabrać jadalnych rozmiarów.
Pękaty jedynak był bardzo smaczny, bez cienia goryczy, został więc skonsumowany w mgnieniu oka ku wielkiej radości konsumenta


Bardzo mi szkoda wyrzucać do śmietnika odpadki roślinne, które powinny przecież wrócić do obiegu przyrodniczego. Podjęłam więc próbę założenia choćby tylko tyciego kompostu a balkonie.
Do wiadra wyścielonego kartonem zaczęłam wrzucać rozdrobnione odpadki organiczne.

a dodatkowo zaprosiłam na balkon różowe koleżanki wraz z odrobiną ziemi, w której je znalazłam ;)

wiadro przykryłam bawełnianą szmatką, ustawiłam w cieniu, a w szczególnie upalne dni dbałam, by jego zawartość nie zagotowała się w słońcu, a w razie potrzeby zraszałam odrobiną wody. Dżdżownice przetrwały zaskakująco długo, bo około pięciu tygodni. Były żywotne i ochoczo pracowały. Dorzucałam im co lepsze kąski z kuchennych odpadków. Niestety nie wiem jak przechować takie kompostowe wiadro przez zimę, więc przerwałam eksperyment. Oczywiście zawartości wiadra nie wyrzuciłam na śmietnik, tylko zmieszałam z ziemią w mniejszej kastrze. Zajrzę pod powierzchnię ziemi wiosną i wtedy się dowiem, czy poradziła sobie z przetrawieniem zaserwowanego jej menu.
Osobny akapit wypada poświęcić pomidorom


Poniższe zdjęcia to różne porcje, a nie jedna i ta sama

Musiałam ostro poskramiać wilki, a także ogłowić dość radykalnie główne pędy, bo przestawałam dosięgać do najwyższych gron






Zrobiłam też dość ryzykowny eksperyment, którego celem był jesienny zbiór, choć liczyłam się z małą szansą na sukces. Otóż wynoszenie worków wypełnionych wilczymi pędami przychodziło mi z trudem, bo jednak każdy z nich (wilków, nie worków

Na tym zdjęciu widać tylko część mojego wilczego, malutkiego krzaczka


Szczęśliwie cały wrzesień był wręcz wakacyjny jeśli chodzi o temperatury, więc pomidory rosły, kwitły, rodziły, choć muszę przyznać, że już nie tak obficie, jak macierzyste rośliny, z których zostały pozyskane.
Kiedy na przełomie września i października temperatura mocno poszybowała w dół, wkroczyłam z zimową agrowłókniną. Krzakom nie stało się zupełnie nic. Nie zaobserwowałam na roślinach śladów bytowania mrozu, choć szyby samochodowe wymagały już wtedy porannego skrobania. Co jednak pewnie nie oznacza, że wiosną można bezkarnie wystawiać młode siewki na niską temperaturę. Pewnie dorosły, silny okaz nie jest aż tak wrażliwy.
W każdym razie krzak w donicy wniosłam do domu i jeszcze dość długo cieszył moje oczy radosną czerwienią

Natomiast kastrę ze stu litrami ziemi byłoby "trochę" ciężko wtargać do domu, zatem na początku listopada z ciężkim sercem ścięłam u podstawy to ogromne krzaczysko i wtargałam je do domu niczym choinkę




Skoro już jesteśmy przy pomidorach, to wspomnę jeszcze o malinówce, którą pozyskałam z nasion kupnego, sklepowego pomidora (tak, wiem.. F1, cechy rośliny matecznej itd). I choć dochowałam się kilku dużych i smacznych owoców, to jednak odległości między liśćmi i gronami były tak duże, że w przyszłym roku - o ile w ogóle zdecyduję się na inne odmiany, niż koktajlowe - to kupię po prostu fachowe nasiona.



Wspominałam zdaje się w jednym z postów, że eksperymentuję z dynią. Oczywiście nie mogę się pochwalić żadnymi plonami, bo dynia to jednak wymagająca i żarłoczna roślina, ale ma tak cudne kwiaty, że nie żałuję, że bezowocnie pozwoliłam się jej wić po balkonie, bo wniosła na niego sporo słońca. Poza tym chętnie odwiedzały ją różne bzyczące stworzenia

Ze zdziwieniem muszę natomiast przyznać, że jako ostatnia uległa niskim temperaturom i dopiero w trzecim tygodniu listopada znalazłam ją szklistą i zwiędniętą. Do tego czasu wydawała się być niewzruszona pogodą.

Późny siew rzodkiewki, który zapowiadałam w poprzednim poście nie był ostatnim, bowiem dosiewałam jeszcze kilka partii. I to nie pogoda utrudniła obfite plony, tylko jakaś uparta i odporna na wszystko plaga mszyc i gąsienic.. Czym ja ich ekologicznie nie pryskałam.. Ech...
Ale i tak co zjadłam to moje



Po zupełnie zaskakującym sukcesie paprykowym, który właściwie nie był moją zasługą, w tym roku nie mam zbyt wielkich osiągnięć, którymi bym się mogła pochwalić. Mszyce mordowałam w takich ilościach, że i tak cud, że aż do listopada krzaki papryki przeżyły (oczywiście pod koniec już w domu). Zresztą widać na owocach ślady intensywnych eko-oprysków.
Z nieznanych mi przyczyn owoce był skarłowaciałe, choć ich smak nie ustępował dużym, dorodnym paprykom.
Podobnie jak z pomidorami, obcięłam łodygi papryki i wstawiłam do wazonu razem z owocami.


Generalnie sezon mogę uznać chyba za udany i też stwierdzam, że nie wróciłabym już do donic. Kastry spełniły rolę donic w stu procentach. Znacznie rzadziej wymagają podlewania, rośliny mają więcej swobody korzeniowej, a i dużo lepiej można zagospodarować pojemniki, bo np u "stóp" pomidorów i papryki siałam rzędy rzodkiewki, a we wcześniej używanych donicach właściwie niczego więcej bym nie zmieściła.
Czytałam różne wątki balkonowe i wynika z nich jasno, że taka ziemia pojemnikowa po każdym sezonie powinna być wymieniona na nową, bo uprawiane rośliny wszystko z niej zjadły. Nie mam jednak sił, by zamieszkując trzecie piętro targać co roku tyle worków ziemi, jak i znosić tą niby zużytą. Dlatego usunęłam bryły korzeniowe po pomidorach, spulchniłam całą ziemię i nakarmiłam zarówno wspomnianą próbka kompostową, jak i granulowanym kurzakiem. Do wiosny będzie jak nowa

Muszę jeszcze poczytać czy jest jakiś sposób, którym przez zimę można wytłuc przetrwalnikowe formy nieproszonych gości, jak mszyce, czy przędziorki, które jak przypuszczam zimują sobie właśnie spokojnie w mojej balkonowej ziemi. Może można potraktować ziemię jakąś chemią, która wygoni intruzy, a do wiosny zostanie zneutralizowana?
Pozdrawiam wszystkich jesiennie w oczekiwaniu na nowy sezon balkonowo-warzywny

